sobota, 1 marca 2014

Rozdział 2


              Ocknęłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Przypominało ono starą, opuszczoną piwnicę. Gdy próbowałam wstać, zorientowałam się, że jestem przywiązana do krzesła. Chciałam krzyczeć, ale miałam zaklejone usta taśmą. Miałam podartą sukienkę i byłam cała obolała. Nie wiedziałam co się dzieje. Zaczęłam płakać. Usłyszałam jakieś kroki i nagle poczułam chłód na całym ciele. Zobaczyłam cień jakiegoś mężczyzny na podłodze naprzeciwko siebie. Niedługo potem, moim oczom ukazała się pełna postać. Był ubrany cały na czarno i miał na głowie kominiarkę. Stanął z jakieś trzy metry przede mną. Patrzyłam na niego, a on na mnie. W pewnej chwili sięgnął do tylnej kieszeni spodni, wyjął pistolet, którym wymierzył prosto we mnie. Pociągnął za spust, padł strzał…
 …głośno krzyknęłam i otworzyłam oczy. Obudziłam się cała zlana potem. Na szczęście byłam w swoim łóżku. Miałam przyśpieszony oddech. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam jak Łukasz przeciąga się, głośno ziewając.
- Spokojnie, to tylko zły sen – powiedział opiekuńczym głosem, który od razu ukoił mi nerwy, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Dopiero po chwili doszło do mnie, że nie jestem tu sama. Byliśmy w samej bieliźnie. W jednym łóżku. U mnie w domu. Ja i mój chłopak.
- Łukasz – popatrzyłam na niego z wystraszonymi oczami  – czy my…
- Nie, możesz być spokojna – przerwał mi w połowie zdania.
- Na pewno? Byliśmy pijani… – powiedziałam płaczliwym tonem
- Na pewno. No wiesz, ty byłaś nieźle wstawiona, ale ja jeszcze wszystko pamiętam  – mrugnął do mnie. Odetchnęłam z ulgą, lecz skarciłam się w myślach za to, że zeszłej nocy doprowadziłam się do takiego stanu, nawet jeśli były to moje urodziny.
- Wypadało by wstać, już południe – odezwał się ponownie.
- Tak, masz rację – niechętnie wstałam. Cholernie bolała mnie głowa, miałam wrażenie że zaraz zwymiotuję. Udałam się do łazienki. Załatwiłam wszystko co konieczne i moje miejsce zajął Łukasz. Korzystając z jego nieobecności, przebrałam się w dresy. Zrobiłam obchód po całym domu – nikogo poza nami nie było. Weszłam do kuchni, wzięłam szklankę i nalałam sobie soku. Wypiłam całość i poszłam w stronę tarasu. Otwarłam okno tarasowe i wyszłam na zewnątrz. Rozejrzałam się dookoła. Nawet nie było syfu, poza petami z papierosów i kawałkami jedzenia rozrzuconymi po trawniku i parkiecie. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł uśmiech, na myśl o wczorajszym wydarzeniu. Spacerowałam po ogrodzie odświeżając wspomnienia, które zostały w mojej głowie. Po około dwudziestu minutach, weszłam z powrotem do domu.
 W kuchni zastałam Łukasza, który przygotowywał jakiś napój.
- Masz, dobrze ci zrobi – powiedział podając mi szklankę jakiejś czerwonej brei.
- Co to jest do cholery?! – skrzywiłam się gdy powąchałam jej zawartość .
- Krwawa Mary, najlepsze na kaca, pij – uśmiechnął się.
- Dobra… - zwlekając chwilę upiłam jednak łyka  – o fuj! – powiedziałam zniesmaczona.
- Połknij – rozkazał Łukasz.
- No połknęłam przecież. Co to było? Pomidory z wódką? – zapytałam zdziwiona
-  Wódka i owszem, nie pomidory tylko sok pomidorowy, do tego trochę tartego chrzanu, pół łyżeczki tabasco, i dosłownie kropeleczka sosu Worcestershire –  powiedział dumny z siebie.
- Czy ty chcesz mnie dobić… – jęknęłam tylko.
- Nie dobić, po tym będzie ci lepiej, uwierz mi – uśmiechnął się
- Skoro tak mówisz… – Odpowiedziałam mu, zatkałam nos i wypiłam wszystko naraz – Fee – Przeszły mnie dreszcze po całym ciele – mogę dostać trochę wody?
Łukasz tylko się zaśmiał, i po chwili podał mi to, o co go prosiłam. Wypiłam ją szybko  i od razu miałam przyjemniejszy posmak w ustach.
- Ja się będę zwijał powoli, bo twoi rodzice raczej nie byli by zadowoleni zastając mnie tutaj. – oznajmił
- Szkoda, ale masz rację, raczej nie – zaśmiałam się i skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Stanęliśmy przed drzwiami i mój chłopak pocałował mnie czule .
- Do zobaczenia – powiedział, otworzył drzwi i wyszedł.
- Pa – odpowiedziałam krótko po czym je zamknęłam i udałam się na górę.
W moim pokoju był istny bałagan. Zaczęłam powoli sprzątać. Zauważyłam walizkę Justyny, a w niej jej ubrania, przybory do czesania i makijażu. „Chyba też wczoraj nieźle zabalowała” pomyślałam. Postanowiłam do niej zadzwonić. Tylko gdzie mój iPhone? Albo chociaż stary telefon. Nigdzie nie mogłam znaleźć ani jednego, ani drugiego. Zaczęłam sprzątać, bo doszłam do wniosku, że gdzieś tu muszą być. W pięć minut ogarnęłam cały pokój. Leżały na biurku pod opakowaniami z chipsów. Wybrałam numer mojej przyjaciółki.
- Halo? – usłyszałam jej zaspany głos
- No hej, obudziłam cię? – zapytałam
- Obudziłaś, ale nawet ci dziękuję, już południe – zaśmiała się
- No nie ma za co, a jak się czujesz?
- Nie jest źle, a ty?
- Bywało gorzej, ale dobrze. Ej właśnie, zostawiłaś u mnie walizkę wczoraj.
- Może tam sobie poleżeć do jutra? Bo dzisiaj chyba nie dam rady – zaśmiała się ponownie.
- Jasne, nawet nie wiesz jak cię rozumiem. Dobra kończę, bo rodzice przyjechali .
- Okay, trzymaj się, pa skarbie .
- Pa – rozłączyłam się i pobiegłam na dół, słysząc samochód na wjeździe do garażu.
W salonie, było jeszcze mnóstwo nie rozpakowanych prezentów, ale zdecydowałam, że zajmę się nimi później. Otworzyłam drzwi i ujrzałam rodziców, Małgorzatę i jakiś pomarańczowy bus. To chyba jakaś ekipa sprzątająca.
- Dzień dobry – powiedziałam uśmiechnięta .
- Cześć słońce – powiedziała mama, tata z Małgorzatą tylko się uśmiechnęli – dziadkowie chcą abyś tam do nich pojechała – kontynuowała – nie powiedzieli po co, ale chyba się domyślasz?
- Że teraz, zaraz? A niby jak mam do nich jechać? – zapytałam.
- Masz autobus za pół godziny, a powrót o 19:30 – powiedział tata jakby nigdy nic.
- Okay, to idę się ogarnąć najpierw
- A jadłaś coś? – zapytała mama
- No pewnie, że tak – skłamałam.
- No to możesz iść – oznajmił tata a ja szybko pobiegłam na górę.
 Wyjęłam z szafy białą koszulę bez rękawów, bordowe spodenki i czarny kardigan. Położyłam ubrania na łóżku i poszłam do łazienki. Nałożyłam odrobinę podkładu, wytuszowałam rzęsy. To na tyle. Zrobiłam wysoki kucyk. Wróciłam do pokoju i ubrałam spodenki, potem bluzkę, którą włożyłam do spodenek i czarny kardigan którego rękawy ciut podciągnęłam do góry. Zapięłam na szyi złoty łańcuch, który wyciągnęłam z szuflady toaletki. Włożyłam iPhona oraz jakieś pieniądze do kieszeni i udałam się do drzwi. Wstąpiłam do garderoby i założyłam czarne Vansy. Otworzyłam drzwi wejściowe.
- Już wychodzę! – krzyknęłam tylko aby kogoś powiadomić.
- Baw się dobrze – usłyszałam głos Małgorzaty z głębi domu.
„Na pewno będzie świetnie” moje myśli aż kipiały sarkazmem. Bardzo kochałam swoich dziadków, no ale nie oszukujmy się, co ciekawego można robić parę godzin u babci i dziadka? Zamknęłam za sobą drzwi i poszłam na przystanek. Po drodze nie spotkałam nikogo znajomego. Zostało jeszcze dziesięć minut do przyjazdu autobusu. Siedząc na przystanku, zaczęłam przeglądać galerię. Setki zdjęć ze wczoraj. Oglądając zdjęcia, uśmiechałam się do telefonu jak jakiś głupek. Kończąc, weszłam na Facebooka. Utworzyłam nowy album o nazwie „20.08.2009♥” i zaznaczyłam wszystkie zdjęcia, gdyż żadne nie było jakieś głupie czy rozmazane, oraz prawie każde było z kim innym. Klikając „udostępnij” ujrzałam nadjeżdżający autobus. Weszłam do autobusu, kupiłam bilet i usiadłam z tyłu. Było kilka starszych osób. Wrzuciłam kilka fotek na Instagram a potem całą drogę przeglądałam Twittera. Odwróciłam głowę w stronę okna. Już byliśmy na wsi. Minęliśmy moją starą szkołę, plac zabaw, potem park. Pamiętam jak jeszcze chodziłam tu do szkoły a potem spędzałam prawie całe wakacje. To były czasy…      
            Wreszcie dojechaliśmy na przystanek, na którym wysiadłam. Przeszłam obok kilku domów i już znajdowałam się pod posesją dziadków. Otwarłam furtkę i weszłam do ogrodu. W drzwiach, czekała już na mnie babcia.
- Witaj wnusiu! – zawołała z uśmiechem
- Dzień dobry babciu – odpowiedziałam jej, gdy już byłam na schodach i podałam rękę na przywitanie.
- Miałaś wczoraj urodziny, więc życzę ci wszystkiego najlepszego! Ile to już tych wiosen za tobą kochanieńka? – zapytała
- Piętnaście, babciu – odpowiedziałam z wyraźnym rozbawieniem. Weszłam do przedpokoju, gdzie zawsze pachniało przyjemnie sosną.
- No to już panienka z ciebie – uśmiechnęła się – byłabym zapomniała. – Otworzyła regał z którego wyciągnęła bombonierkę i kopertę – proszę to dla ciebie, ode mnie i dziadka.
- Dziękuję – odłożyłam z powrotem na półkę, jak będę wracać to wezmę. Po chwili skierowałam się w stronę salonu, gdzie na stole stało ciasto i słodycze.
- Czego się napijesz? – zawołała babcia z kuchni
- Soku pomarańczowego – odpowiedziałam.
                Zaczęłam się rozglądać po pokoju. Na parapecie stało kilka kwiatków, a regał jak zwykle zawalony był jakimiś rzeczami. Nic się nie zmieniło. Zaraz, zaraz. Na komodzie stał… Router? Bardzo zszokował mnie ten widok. Po chwili do salonu wszedł dziadek.
- O, jest już nasz mały skarbek! Wszystkiego najlepszego! – powiedział ściskając mnie za rękę
- Dzięki, dziadku – odpowiedziałam.
- Dała ci tam babcia prezent tak? – zapytał
- Tak dziadku, dała – powiedziałam z uśmiechem.
Do salonu wróciła babcia z napojami. Usiedliśmy wszyscy przy stole.
- Częstuj się – powiedziała babcia, a ja nałożyłam sobie na talerz kawałek sernika.
- Jak zwykle pyszny! – powiedziałam rozkoszując się wybornym smakiem, babcia tylko się uśmiechnęła.
- Wiesz skarbeńku, ściągnęliśmy cię tu, bo mamy do ciebie interes. Kupiliśmy z jakiś tydzień temu komputer i internet – gdy usłyszałam te słowa, mało co nie zakrztusiłabym się sernikiem – i potrzebujemy twojej pomocy.
- No dobra pokarzcie mi to – powiedziałam, wtedy babcia wyszła, a po chwili wróciła trzymając laptopa. Sama go uruchomiła.
- W czym problem? – zapytałam
- Bo wiesz, kiedyś byliście z rodzicami u nas częstymi gośćmi a teraz wyjeżdżacie. Dużo się teraz mówi o komunikacji przez Internet. No i mamy problem z uruchomieniem tego „skype”.
- Skajpa babciu, mówi się skajp – poprawiłam ją.
- Dobrze, mniejsza z tym. Mogłabyś nam to ustawić? – poprosiła mnie babcia.
- No jasne – zgodziłam się, bo nie wypadało by inaczej i szybko zarejestrowałam dziadków. Pokazałam im jak się to wszystko uruchamia, dość szybko załapali. Rozmawialiśmy potem chwilę o Anglii. Następnie dziadek wyciągnął stare albumy i oglądaliśmy stare zdjęcia. Nie powiem – dużo było przy tym śmiechu. 

*     *     *

               Wychodząc ostatni raz z domu dziadków, zamknęłam za sobą furtkę i ruszyłam chodnikiem na przystanek. Po chwili spotkałam kilku znajomych którzy wczoraj byli u mnie na imprezie. Byli to Bartek, Krystian i Wera.
- No witam witam – powiedziałam z uśmiechem
- Siema – powiedzieli Krystian z Bartkiem 
- Jak się trzymasz po wczorajszym? – zaśmiała się Wera
- Wbrew pozorom całkiem nieźle – zaśmiałam się również
- No a jakby inaczej, wczoraj party hard do rana a dziś po południu już tutaj – powiedział Krystian
- No to było raczej z przymusu, dziadkowie chcieli abym przyjechała – oznajmiłam
- No tak, pożegnać się cnie – powiedział Bartek
- Nom – posmutniałam
- A co do wczorajszej imprezy, było zajebiście! Nigdzie się tak dobrze nie bawiłam jeszcze – wtrąciła Wera
- Cieszę się, i dziękuję że pełniłaś rolę fotografa – zaśmiałam się
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnęła się
- Ej ja już musze lecieć, bo zaraz mam autobus – powiedziałam zerkając na telefon
- Jasne, nie zatrzymujemy cię już – powiedział Krystian
- Będzie nam ciebie brakować – rzucił ni stąd ni zowąd Bartek
- Już nam ciebie brakuje – posmutniała również Wera
- Awww, z jeden strony mi miło, a z drugiej tak cholernie żal… Chodźcie tu – przytuliłam ich wszystkich – przyjadę tu na pewno na wakacje, za trzysta sześćdziesiąt dni na pewno się będziemy widzieć – dodałam
- Już nie możemy się doczekać – powiedziała Wera
- Ja też nie. Dobra ide bo autobus mi odjedzie, trzymajcie się kochani! – powiedziałam na pożegnanie
- Ty też – powiedział Bartek
- Powodzenia w nowym miejscu – dodał Krystian
- Paa – zakończyła Wera machając ze łzami w oczach. Po chwili zniknęli za zakrętem a ja podążyłam dalej przed siebie na przystanek. Usiadłam na ławce na przystanku i wyciągnęłam iPhona. Weszłam na fejsa a tam spam oczywiście lajkami i komentarzami – wszystkie do zdjęć z wczorajszej imprezy, które dodałam kilka godzin temu. Dosłownie minutkę później nadjechał autobus. Kupiłam bilet i usiadłam z tyłu. Nie było dużo ludzi, kilka starszych pań i jakiś chłopak, którego nie znałam. Wydawało mi się że powrót trwał o wiele szybciej.

*     *     *

Nazajutrz, rozpoczęło się wielkie pakowanie. Nawet nie wiedziałam, że mamy aż tyle toreb i walizek w domu. Na początku, weszłam do mojej małej garderoby. Miała może z dwa metry na półtorej, nic więcej. Na pierwszy ogień poszły kurtki, płaszcze, swetry, czapki, szaliki i ogólnie to, co nadaje się na jesień i zimę. O dziwo, zdołałam upchać wszystko w dwóch torbach. Potem sukienki, bolerka, marynarki, torebki, czyli wszystko eleganckie, co akurat włożyłam do walizki. Do drugiej poszły buty. W końcu garderoba została opróżniona. Udałam się do mojego pokoju, gdzie w szafie trzymałam odpowiednie do obecnej pory roku – czyli letnie – ubrania. To też zamieściłam w walizce. Na koniec zostawiłam bieliznę, która też jak reszta ubrań, po chwili wylądowała w nieco mniejszej torbie. Zostawiłam tylko dwie bluzki, spodenki, stanik, majtki i conversy, aby mieć jutro w czym chodzić. To tyle z ubrań. Zmęczyłam się trochę tym pakowaniem. Zeszłam na dół do kuchni aby się czegoś napić. Gdy przez okno zobaczyłam Justynę, od razu skierowałam się w stronę drzwi. Przyszła po swoje rzeczy, które u mnie zostawiła wczoraj.
- Cześć Paula – przywitała mnie z uśmiechem.
- No hej, chodź na górę. Twoja walizka jest u mnie w pokoju – wpuściłam ją do domu, zamknęłam drzwi i poszłyśmy do mojego pokoju.
- Ojej, widzę, że już się pakujesz – powiedziała Justyna widząc to wszystko.
- No tak, już święty czas, za dwa dni wyjeżdżamy – kontynuowałam.
- Może pomóc ci w czymś? – zapytała z troską w głosie.
- No prawie już wszystko spakowałam, zostały tylko książki, zdjęcia, kilka maskotek, kosmetyki. I w zasadzie nic więcej. Ale jak chcesz to proszę bardzo, wpakuj to wszystko co widzisz do pudła, stoi za łóżkiem – powiedziałam.
- Okay – przytaknęła tylko i zabrała się do pracy.
Ja wyjęłam kosmetyczkę i udałam się do łazienki, gdzie spakowałam wszystkie kosmetyki, lakiery do paznokci oraz płyny i toniki do twarzy. Wróciłam do pokoju, podeszłam do toaletki i wyjęłam z niej szczotkę, grzebień, prostownicę, lokówkę, lakiery, wsuwki i gumki do włosów, które wylądowały w worku, a ten razem z kosmetyczką w jednej torbie. Jeszcze dołożyłam tam szkatułkę z biżuterią. Zerknęłam na Justynę, która pakowała już ostatnie rzeczy.
- Gotowe – powiedziała do mnie.
- Ja też już skończyłam, dzięki za pomoc.
Wyniosłyśmy wszystkie torby, walizki i karton na klatkę schodową, gdzie już ich kilka stało, jak się domyślałam – od rodziców. Zeszłyśmy do kuchni, gdzie ich właśnie zastałyśmy. O czymś bardzo żwawo dyskutowali.
- Dzień dobry – przywitała się Justyna.
- Dzień dobry, Justynko – odpowiedziała mama.
- Cześć! – powiedział tata
- O czym rozmawiacie? – zapytałam
- A o tym, czy by do Anglii nie zabrać ze sobą Małgorzaty – odrzekł tata.
- Jak to? Przecież mama będzie w domu cały czas? Czy nie…? - dopytywałam się.
- Otóż nie. Właśnie dostałam telefon i od września będę uczyć matmy w prestiżowym liceum w Manchesterze – powiedziała z dumą mama.
- Aha, czyli nic się nie zmieni, tak? Będzie jak dawniej? – w moim głosie było słychać nie mały bulwers. Tata chciał mi odpowiedzieć, ale do kuchni weszła Małgorzata. Spojrzał tylko na mnie ze wzrokiem typu „siedź cicho”.
- Małgorzato, chcemy porozmawiać – odezwał się tata.
- Coś się stało? – spytała zaniepokojona
- No to my z Justyną może pójdziemy – zaproponowałam.
- Proszę, zostań – powiedziała mama przez zaciśnięte zęby, ja usiadłam bezradnie na krzesło stojące przy stole, to samo zrobiła też moja przyjaciółka.
- Czy ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi? – Małgorzata wyraźnie coraz bardziej się denerwowała
- Otóż, chcielibyśmy z żoną poprosić Małgorzatę o to, aby wyjechała z nami – słysząc te słowa zamarła.
- Ja… Ja nie… Nie wiem co powiedzieć – jąkała się.
- No po prostu zgódź się. Będziesz u nas miała swój pokój, podniesiemy ci pensję, ogólnie to będziesz się domem zajmowała, tak jak tu, nic się nie zmieni – zachęcał tata.
- Naprawdę, nie spodziewałam się tego… - powiedziała zaskoczona.
- No to cieszę się, że Małgorzata się zgadza, a teraz niech idzie spakować swoje rzeczy, bo my już nasze spakowaliśmy – wtrąciła mama.
- A jeszcze mam takie pytanie. Co będzie z tym domem? – zapytała troskliwie
- O to niech się Małgorzata nie martwi, wynajęliśmy czterech ochroniarzy, którzy będą pracować na dwie zmiany, a ogrodnik i sprzątaczka będą przychodzić raz w tygodniu. Moi rodzice też będą tu wpadać od czasu do czasu. Wszystko zaplanowane – odrzekł tata.
- Cieszę się i dziękuję – odpowiedziała Małgorzata i udała się do swojego pokoju pakować swoje rzeczy.
- Czy w takim razie możemy już iść? – zapytałam
- Proszę bardzo – powiedział tata, a my z Justyną poszłyśmy na górę.
Wpadłam do mojego pokoju jak burza i rzuciłam się na łóżko.
- Ale jaja, nie no ja w to nie wierzę. A myślałam, że wszystko się zmieni, mama będzie w domu, będziemy spędzać więcej czasu razem… Jak normalna rodzina! A tu dupa… Przecież ja spędzam praktycznie więcej czasu z Małgorzatą niż z własnymi rodzicami! – Byłam na granicy furii.
- Paula, uspokój się! Z czasem ci to będzie na rękę, że ich nie ma w domu. Uwierz mi – Justyna próbowała załagodzić sytuację, a ja nie chcąc się z nią kłócić, bo jak się rozkręci to na nią nie ma mocnych, tylko przytaknęłam.
- Może masz rację – burknęłam.
- No mam, mam – powiedziała dumna z siebie – ja już musze iść, bo obiecałam rodzicom, że wrócę na kolację. Wpadnę jeszcze do ciebie przed twoim wyjazdem.
- Wiesz co – podniosłam się z łóżka – cieszę się, że cię mam  – przytuliłam ją mocno – Naprawdę nie wiem, co bez ciebie zrobię. Zawsze byłaś przy mnie w trudnych chwilach, potrafiłaś mnie uspokoić… A tam? Będę zupełnie sama. Znowu na nowo będę musiała się z wszystkimi zapoznać i jakoś przekonać do siebie. Mam już tego serdecznie dosyć – dobrze, że miałam twarz przy jej ramieniu, nie zauważyła jak z mojego oka wydostała się pojedyncza łza, którą szybko otarłam.
- Ależ skarbie, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jak tylko coś się stanie dzwoń, o każdej porze dnia i nocy. Mówię teraz serio, słyszysz? – powiedziała do mnie opiekuńczym głosem
- Tak. Dziękuję ci za wszystko – wymusiłam lekki uśmiech.
- Nie ma za co. A teraz, już naprawdę muszę lecieć. – Odprowadziłam ją do drzwi, po czym udałam się z powrotem do mojego pokoju. Myślałam chwilę o Łukaszu, rozważałam opcję, o której myślałam na imprezie. Położyłam się na łóżku, wzięłam do ręki iPhona i napisałam do niego smsa. „Wpadnij jutro do mnie po pracy, całuję”. Co prawda Łukasz jeszcze się uczył, ale dorabiał sobie  w warsztacie samochodowym swojego wujka.  Leżąc na łóżku rozmyślałam nad tym, jak będzie w tej Anglii. To będzie nasz trzeci dom! Na początku mieszkaliśmy u dziadków na wsi. Potem przeprowadziliśmy się tutaj, a teraz Wielka Brytania. Paranoja. Wspominałam stare, dobre czasy. Jak mieszkaliśmy u dziadków, a potem już wszystko związane z tym miastem. Po moich policzkach mimowolnie spływały łzy. Byłam masakrycznie zmęczona. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

*     *     *

Gdy się obudziłam, było już po południu. Dokładnie godzina 14:10. Strasznie nie chciało mi się wstawać, ale za półtorej godziny miał tu być Łukasz. Poszłam do łazienki wziąć prysznic i się ogarnąć. Przebrałam się w świeże ciuchy, a tamte wrzuciłam do osobnego worka i do torby. Wypierze się już w Anglii. Przeczesałam włosy rękami, gdyż nie chciało mi się szukać szczotki, i zaplotłam luźnego warkocza na boku. Zeszłam na dół, rodzice z Małgorzatą byli w kuchni, gdzie ja też się udałam.
- No proszę, śpiąca królewna już wstała! – powiedział tata, ja tylko popatrzyłam na niego z byka. Wszyscy żwawo dyskutowali, nawet nie wiem o czym, nie chciało mi się ich słuchać. Wzięłam do ręki kawałek pizzy, która była w piekarniku i udałam się do salonu rozpakować prezenty, które leżały tam od kilku dni. Było ich sporo, ale najbardziej spodobała mi się lustrzanka, którą dostałam od rodziców, i album, w którym znajdowały się krótkie wpisy znajomych i nasze wspólne zdjęcia, sięgające czasów przedszkola aż do teraz – czyli drugiej gimnazjum. Musieli się jakoś dogadać i zebrali to wszystko w kupę, tworząc piękną całość. Wzruszyłam się oglądając to. To był ostatni upominek jaki rozpakowałam. Spakowałam wszystkie wstążki i papiery do jednego worka i wyniosłam do piwnicy. Wzięłam z góry jeszcze jedną torbę, do której wpakowałam wszystkie prezenty. Łącznie mój bagaż składał się z czterech walizek, pięciu toreb i kartonowego pudła. Dziś wieczorem miał przyjechać bus, by zabrać wszystkie rzeczy. My postanowiliśmy zabrać do samolotu tylko bagaż podręczny.
Usłyszałam dzwonek, to Łukasz. Otworzyłam drzwi, chciał mnie pocałować na przywitanie lecz ja odwróciłam głowę i wyszedł z tego jedynie całus w policzek.
- Hej – powiedziałam.
- Cześć – odpowiedział zdezorientowany – dzień dobry – dodał po chwili słysząc głosy moich rodziców.
- Chodź na górę – powiedziałam kierując się na schody, Łukasz szedł za mną.
Usiedliśmy na łóżku w moim pokoju. Ja nie wiedząc jak zacząć, złapałam jego silną dłoń w swoje ręce.
- Łukasz…
- Co się dzieje kochanie? – zapytał z ogromną troską w głosie
- Myślałeś nad tym, jak będzie wyglądać nasz związek po mojej przeprowadzce? Ty tu, ja tam… Bo ja jakoś, no nie potrafię sobie tego wyobrazić… - spuściłam wzrok.
- Do czego zmierzasz? – jego mina spoważniała
- No weź nie udawaj, proszę cię – powiedziałam załamującym się głosem.
- No powiedz to! – Łukasz podniósł głos o ton wyżej.
- Myślałam nad tym, czy aby nie najlepiej byłoby… się rozstać – powiedziałam cicho.
- Rozstać tak? Ty chcesz się rozstać!? Ależ proszę bardzo! – wstając, wyszarpnął swoja dłoń z pomiędzy moich.
- Łukasz, daj mi dokończyć! – błagałam ze łzami w oczach.
- Wiesz, nie spodziewałem się, że to się tak skończy – dodał jeszcze zatrzaskując za sobą drzwi. Wyszedł. Ja opadłam bezsilnie na łóżko i zaczęłam płakać. Po chwili ktoś delikatnie, zapukał do drzwi i wszedł do środka. Była to Małgorzata.
- Co Łukasz tak wybiegł z domu jak oparzony, bez pożegnania? – spytała – o boże Paula co się stało!? – krzyknęła widząc w jakim jestem stanie.
- Ja nie chcę... o tym mówić… – wydukałam krztusząc się łzami – idź stąd… Proszę!
Małgorzata wyszła, nie dając odpowiedzi, a ja rozpłakałam się jeszcze bardziej, wtulając się do misia, którego dostałam od Justyny na urodziny. Po jakimś czasie, gdy trochę się uspokoiłam, wybrałam numer mojej przyjaciółki i zadzwoniłam do niej.
- Słucham? – odebrała a moje oczy ponownie zaczęły tonąć w łzach – Jezu, ty płaczesz? Skarbie jesteś tam?
- Tak, jestem – powiedziałam załamanym głosem.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz?
- Rozstałam się z Łukaszem! – gdy wypowiedziałam te słowa wybuchłam jeszcze większym płaczem.
- Boże, dlaczego?
- Dziwisz mi się, w tej sytuacji – mówiłam, ciągle płacząc
- O której jutro wyjeżdżasz z domu? – spytała szybko.
- Przed dwunastą – odpowiedziałam
- Będę u ciebie rano, a teraz nie płacz, w końcu sama tego chciałaś – powiedziała.
-Mhm – nie miałam sił my już dłużej rozmawiać, rozłączyłam się. Rzuciłam telefon na poduszkę, położyłam się na łóżko, i sama nie wiem kiedy odpłynęłam.

*     *     *

Przekręciłam, się na drugi bok. „Paula, wstań” usłyszałam ponownie znajomy mi głos.
- Justyna? – jęknęłam tylko – co ty tu robisz? – spytałam ochrypłym widząc ją jak siedzi koło mnie na łóżku.
- Mówiłam że przyjdę dziś rano – powiedziała spokojnym głosem.
- A no tak, przepraszam. Która jest godzina w ogóle? – ziewnęłam i przeciągnęłam się
- Dziewiąta  dochodzi – odparła
- Uh, to jeszcze mamy czas…
- Twoi rodzice i Małgorzata już nie śpią… - urwała, lecz po chwili zmieniłą temat -  Powiedz mi, co się wczoraj dokładnie wydarzyło? – kiedy to powiedziała łzy stanęły mi w oczach. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami. Justyna słuchała mnie trzymając za rękę.
- O jej, tak mi przykro! Przepraszam, ale nie potrafię ci nic więcej powiedzieć… - powiedziała ze smutkiem.
- W sumie ja z nim zerwałam… Chciałam tego, a teraz ryczę jak dziecko, jestem jakaś porąbana  – mówiłam i karciłam siebie jednocześnie.
- Ej… Wcale nie jesteś. Powiem ci, że chyba bym zrobiła to samo na twoim  miejscu – Justyna próbowała  mnie uspokoić, i chyba jej się udało.
- Naprawdę? – spytałam z niedowierzaniem
- No tak, lepiej w taki sposób, niż przez telefon albo smsa, jak będziecie kilkaset kilometrów od siebie – tłumaczyła.
- Boże, co ja tam bez ciebie zrobię! – usiadłam na łóżku i przytuliłam się do niej.
- Pamiętaj że o każdej porze dnia i nocy…
- Tak, pamiętam – powiedziałam uśmiechając się – pozwól że pójdę się ogarnąć.
- Jasne, idź idź, poczekam – uśmiechnęła się Justyna, a ja wstałam, wzięłam czarne spodenki z fioletowymi kieszeniami w motywie galaxy i czarny luźny T-shirt, jedynie to mi tutaj zostało, i udałam się do toalety.
 Załatwiłam swoje sprawy, wzięłam prysznic, umyłam włosy i przebrałam się. Gdy wyszłam z łazienki, udałyśmy się do kuchni coś zjeść. Zrobiłyśmy razem tosty z serem, szynką, jajkiem i ogórkiem, do tego mój ulubiony sok pomarańczowy. Po skończonym posiłku, poszłyśmy ponownie do mojego pokoju. Było tu tak pusto… Usiadłam przed toaletką i zaczęłam kopać w swoich włosach. Wszystkie przyrządy do włosów, prócz gumki i kilku wsuwek, już wczoraj odjechały z resztą bagażu.  Nie wiedziałam co zrobić z tą burzą loków. Widząc jak się męczę, Justyna pomogła mi zrobić kok. Zaczęłyśmy też oczywiście klikać fotki. Rozmawiałyśmy również o tym, jak będziemy kontaktować się po moim wyjeździe. Umówiłyśmy się, że skype i  telefon minimum dwa razy w tygodniu. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy już wybiła jedenasta. Usłyszałyśmy głośne wołanie z dołu, że mamy już schodzić. Wzięłam swoją torbę, do której schowałam laptopa, a do kieszeni bocznych iPhona i ładowarki.  Założyłam jeszcze moje duże fioletowe słuchawki na szyję, ubrałam czarne conversy i byłam gotowa. Kazałam Justynie, aby pomogła mi wziąć dużego misia, który leżał na łóżku. Wyjrzałam ostatni raz przez okno, jeszcze obeszłyśmy z Justyną cały dom, a potem ogród. Wyszliśmy wszyscy z domu. Tata już odpalał silnik w samochodzie a mama przekazała klucz ochroniarzowi. Justyna włożyła misia do bagażnika, a ja odłożyłam torbę na tylne siedzenie, dałam tylko telefon do kieszeni. Wszyscy siedzieli już w samochodzie, a ja żegnałam się z Justyną.
- Skarbie pamiętaj, jestem przy tobie, zawsze będę – powiedziała do mnie ze łzami w oczach.
- Tak wiem. Ty też pamiętaj, że możesz na mnie liczyć – mówiąc to z oczyma pełnymi łez, odpinałam złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie litery „P” – trzymaj
- Ej weź, ja nie mogę tego przyjąć – powiedziała zaskoczona.
- Możesz, oddasz mi w następne wakacje, zapraszam cię już teraz do mnie – przytuliłam ją
- Ojej! Dziękuję za zaproszenie! Na pewno przyjadę – zakołysała się
- Już nie mogę doczekać się następnych wakacji! – pisnęłam z zachwytu
- Ja też… - powiedziała. Usłyszałam już jak tata nerwowo naciska klakson.
- Chodź już bo się spóźnimy na samolot! – zawołał.
- Już idę! – krzyknęłam – No to do zobaczenia, kochana – łzy spływały mi po policzkach gdy ponownie skierowałam swoje słowa do Justyny
- Tak, do zobaczenia za rok – przytuliłyśmy się ponownie, po chwili skierowałam się do samochodu. Wsiadając, usłyszałam głos Łukasza
- Paula! Poczekaj! – krzyknął, a ja szybko wysiadłam i pobiegłam w jego stronę.
- Łukasz, ja cię przepraszam, naprawdę…  –  mówiłam przez łzy
- Myślałem że nie zdążę… uff – przerwał mi – słuchaj – złapał mnie za ręce -  myślałem nad tym i doszedłem do wniosku, że masz rację, tak będzie lepiej – uśmiechnął się do mnie
- Dzięki ci boże! - Popatrzyłam w niebo. Byłam bardzo zaskoczona jego postawą, mile zaskoczona.
- No to jak, przyjaciele? – zapytał
- Przyjaciele – podeszłam bliżej i przytuliłam się do niego, on również mnie objął. Justyna podeszła do nas.
- No i mamy Happy End! Nawet nie wiecie jak się cieszę – przytuliła się do nas, znowu usłyszałam klakson samochodu.
- Naprawdę, dziękuję wam za te wszystkie wspaniałe chwile, jakie dane mi było z wami przeżyć! Kocham was - Ucałowałam oby dwóch w policzek i otarłam łzy ze swoich
- My też dziękujemy – powiedział Łukasz
- Tak, my też – dodała Justyna
- A teraz wszyscy seeeeer – powiedziałam i pstryknęłam ostatnią fotkę - muszę już iść, widzę was obydwoje w lipcu, w Angli, u mnie w domu. Do zobaczenia – mówiłam uśmiechnięta, lecz oczy w dalszym ciągu się pociły, kierując się szybkim krokiem do samochodu.
- Bardzo chętnie! – krzyknął Łukasz, wsiadłam do samochodu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Wyjrzałam przez okno, Łukasz przytulał Justynę a ta płakała patrząc się na samochód. Widząc to co się dzieje, rozpłakałam się jeszcze bardziej. Pomachałam do nich jeszcze przez okno a oni odwzajemnili gest. Tata porządnie wcisnął nogę na gaz i odjechaliśmy z piskiem opon.
Po godzinie drogi, dojechaliśmy w końcu na lotnisko. Przejechaliśmy bramkę dla samochodów i wysiedliśmy z auta. Tata oddał klucze starszemu mężczyźnie, a ten wjechał autem pod pokład samolotu. My udaliśmy się do wejścia. Usadowiłam się wygodnie w fotelu, założyłam słuchawki na uszy i włączyłam muzykę. Niezmiernie cieszyłam się z faktu, iż wszystkie sprawy tak dobrze się potoczyły. W głębi duszy byłam kurewsko zdołowana, jednak nie dałam już tego po sobie poznać. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Przespałam całe półtorej godziny lotu. Kilka minut po 15:00 byliśmy na lotnisku w Manchesterze. Oj, co ja mówię, tu mają godzinę wcześniej niż u nas. Więc było kilka minut po 14:00. Wysiadając z samolotu, byłam strasznie zmęczona, jak to po przebudzeniu. Założyłam tylko torbę na ramie i udałam się do toalety.  Gdy w łazience na lotnisku przetarłam oczy zimną wodą, dopiero w pełni zaczęłam kontaktować. Udałyśmy się z Małgorzatą na parking, gdzie w samochodzie czekali już na nas rodzice. Uniosłam tylko iphona do góry i zrobiłam zdjęcie naszego samolotu, który stał jeszcze na płycie lotniska. Przy okazji uchwyciłam również tablicę z napisem „Manchester Airport”. Wsiadłam do auta na tylne siedzenie, obok Małgorzaty.  Założyłam ponownie słuchawki i pragnęłam zapomnieć o bożym świecie. Po jakichś czterdziestu minutach jazdy, minęliśmy znak informacyjny: Holmes Chapel…





15 komentarzy:

  1. W końcu się doczekałam :D Bardzo podoba mi się twój styl pisania, oby tak dalej ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;) fajnie że jest taki długi ;) @my_drug949

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały! Kocham twojego bloga. Jest bardzo ciekawy. Oby tak dalej <3

    Zapraszam - www.let-us-fight-for-our-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudooooo! Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny! ♥ świetnie sie czyta! oczekuję następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawaj dawaj daleeeeeeej!

    Sanantha

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne

    @biebix

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezuu kocham twojego bloga! I jeszcze bohaterka ma tak samo na imie jak ja! Z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawy blog! :)
    Czekam na kolejny :)
    Mogłabys mnie informowac o nowych na tt?
    @letmakeamove

    OdpowiedzUsuń
  10. Wydaje się być bardzo ciekawe. :) Czekam na kolejny rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. ajajajaj ;3 świetne to kurde jest ! ;3 nie wiem co więcej powiedzieć, ale czekam z wielką ciekawością na nexta ;3 xx
    @sluumberr

    OdpowiedzUsuń
  12. CZYTAM JUŻ 2 ROZDZIAŁ I CHCIAŁABYM POCZYTAĆ TRZECI BO TO JEST FANTASTYCZNE, ALE MUSZĘ GO POCZYTAĆ JUTRO BO BOLĄ MNIE JUŻ OCZY ^^ GRATULUJĘ TALENTUU ! ♥
    CHARLOTTE ♥

    OdpowiedzUsuń