czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 4

- Co ty tu robisz, jak się tu dostałeś w ogóle? – spytałam patrząc z niemałym zaskoczeniem na chłopaka stojącego na moim balkonie.
- Dla chcącego nic trudnego skarbie – puścił mi oczko, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka – co powiesz na mały piknik pod gołym niebem? – mówiąc te słowa słodko się uśmiechnął i uniósł do góry wiklinowy koszyk
- Zwariowałeś – powiedziałam tylko, na nic innego nie było mnie stać. Nigdy wcześniej mi się takie coś nie przytrafiło
- Może troszeczkę – wywrócił zabawnie oczami – no to jak? – uniósł brew do góry
- Niech ci będzie, tylko pozwól że wezmę bluzę – nie czekając na odpowiedź weszłam do domu i szybko skierowałam się do łazienki. Wyjęłam z pułki podkład i tusz do rzęs i poprawiłam makijaż. Rozczesałam szybko włosy i poprawiłam kucyk, psiknęłam się jeszcze jakimś perfumem. Wyjęłam z szafy cieniowaną niebieską bluzę, założyłam ją na siebie i wróciłam na balkon. Tam zastał mnie zaskakujący widok. Stanęłam w futrynach. Na drewnianej posadce był rozłożony koc, na którym leżał Harry. Lewa ręka oparta na łokciu podpierała jego głowę, a drugą właśnie zapalał świeczkę. Obok niej stała miseczka z czekoladą, talerzyk z owocami, karton soku pomarańczowego i dwie szklanki.
- O, już jesteś – powiedział skupiając na mnie swój pociągający wzrok – chodź tu do mnie – mruknął przeciągle, a ja usiadłam obok niego – chcesz? – spytał się tym swoim pięknym głosem, podając mi talerzyk z owocami. Wzięłam sobie truskawkę, i musnęłam ją w czekoladzie. Uśmiechnęłam się  i po chwili już znajdowała się w moich ustach. Odkładając zieloną część z powrotem na bok talerzyka, rozkoszowałam się jej przepysznym smakiem. Chłopak powtórzył dokładnie to samo co ja zrobiłam przed chwilą.
- Dlaczego płakałaś? – przerwał, przyjemną jak dla mnie chwilę ciszy. Spoważniałam.
- Jak długo tu stałeś? – skierowałam na niego swój wzrok, moja twarz nie wyrażała żadnych emocji
- Wystarczająco długo by widzieć to, co widziałem. Ale nie długo. To powiesz mi dlaczego? – spytał ponownie
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć – odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
- Jak wolisz. Ale wiedz, że jeśli się komuś wygadasz będzie ci na pewno lepiej – powiedział bardzo opiekuńczym głosem, przypominającym mi kojący głos Łukasza. Spojrzałam na niego ponownie. Choć tak bardzo różnią się na zewnątrz, tak bardzo są podobni, tam w środku.
- Harry, ja cię w ogóle nie znam, dlaczego miałabym ci się zwierzać? A po drugie to w ogóle nie problem… Sama nie wiem jak to nazwać – mówiłam patrząc mu w oczy
- Czasami lepiej pogadać z kimś obcym o rzeczach które nie dają nam spokoju, niż dusić w sobie wszystko  – powiedział kładąc swoją rękę na mojej, przez co ponownie przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- No dobrze. Ale uprzedzam że mogę cię zanudzić na śmierć… - zmarszczyłam czoło
- Spokojnie. Opowiadaj, lubię słuchać – uśmiechnął się do mnie. Usiadłam po turecku. 
- Więc tak. Zaczęło się od dnia, jak to dowiedziałam się, że przeprowadzamy się do Wielkiej Brytanii. To była nasza druga przeprowadzka. Na początku mieszkaliśmy z dziadkami, na wsi. Potem przeprowadziliśmy się do miasta, musiałam rozstać się z wszystkimi bliskimi mi osobami. No a teraz tutaj. Miałam w Polsce dużo znajomych, najlepszą przyjaciółkę, i chłopaka. Codziennie się widywaliśmy po szkole. Praktycznie traktowałam ich wszystkich jak rodzinę. Moich rodziców zazwyczaj nie było w domu. Tata jest architektem, ciągle był na wyjazdach, a jak już wracał, to ciągle miał jakieś imprezy czy bankiety, albo zamykał się w swojej pracowni i szkicował te swoje domki i inne cuda niewidy. Mama jest nauczycielką, ale też jej ciągle nie było. Mną i ogólnie całym domem zajmowała się gosposia Małgorzata. Miałam iskierkę nadziei, że jak się tu wprowadzimy to wszystko się zmieni, że rodzice będą mi poświęcać więcej czasu. Ale jednak się myliłam. Mama dostała pracę w liceum w Manchesterze, będzie uczyć matematyki od września, więc zbytnio na nią nie mogę liczyć, stąd do Manchesteru jedzie się prawie godzinę, więc rano jak będę się budzić to ona już będzie w drodze, a wracać będzie wieczorami. U taty z pracą nic się niestety nie zmieni. Więc znowu Małgorzata pełni rolę.. Rodziców? Strasznie tęsknie za Polską. Najbardziej chyba zapadnie mi w pamięci moja impreza urodzinowa. Przyszło mnóstwo osób, to była chyba najlepsza impreza na jakiej kiedykolwiek byłam. Czekaj, pokażę ci zdjęcia – sięgnęłam do kieszeni mojej bluzy, wyjęłam iPhona, weszłam na galerię
- Jedź w prawo – powiedziałam podając mu telefon – no więc jednym słowem było zajebiście. Kilka dni później zdecydowałam zerwać z moim chłopakiem, po prostu nie wyobrażałam sobie związku na odległość, nie byłabym w stanie tego ciągnąć. Nieźle się wkurzył na mnie, ale się pogodziliśmy na kilka minut przed moim wyjazdem. Już wsiadałam do samochodu kiedy to zobaczyłam go biegnącego w moją stronę. Przeprosił mnie że tak wybuchowo zareagował, i że po dłuższym namyśle  też doszedł do wniosku że tak będzie lepiej. Zaproponował abyśmy zostali przyjaciółmi, no i się zgodziłam. Cholernie za nim tęsknię, nie wiem jak to dalej będzie. Za Justyną to już nawet nie wspomnę. No i w bardzo wielkim skrócie - właśnie dlatego płakałam – powiedziałam ze łzami w oczach – nie radzę sobie z tym wszystkim, brakuje mi Łukasza
- Przecież ty z nim zerwałaś? – chłopak zauważył ten paradoks, oddając mi iPhona
- No tak… Myślałam że tak będzie lepiej. Ale nie jest. Ja go nadal kocham, rozumiesz? – pojedyncza łza spłynęła mi po policzku
- Rozumiem – mówiąc te słowa przytulił mnie mocno, a ja oparłam głowę na jego ramieniu. Czułam się jak przy Łukaszu, bezpieczna i kochana. Trwaliśmy w tym uścisku dłuższą chwilkę, gdy zaczęło padać. Na szczęście nad balkonem  był dach, który chronił nas przed kroplami deszczu.  Usiedliśmy obok siebie i wsłuchiwaliśmy się w kojące dźwięki obijających się kropel deszczu o liście drzew. Harry ponownie zaczął nowy temat:
- Jakiej muzyki słuchasz? – spytał, w dalszym ciągu patrząc przed siebie
- Różnej, wszystkiego co wpadnie mi w ucho. Chociaż ostatnio w Internecie trafiłam na zajebistego chłopaka, który nagrywa różne covery, tylko kurczę, zapomniałam jak się nazywa… - zmarszczyłam czoło – no nic, nieważne… – a ty czego słuchasz?
- Hm generalnie też tego co wpadnie w ucho, ale lubię bardzo Elvisa, Bryana Adamsa i grupę Jet – uśmiechnął się do mnie, po czym zadał kolejne pytanie – masz jakieś hobby?
- Lubię robić zdjęcia, i jeszcze… Nie wiem czy to można nazwać hobby, ale interesuję się modelingiem. Kocham łączyć różne style, a o make upie już nie wspomnę. Takie tam babskie rzeczy. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam ale bardzo bym chciała zostać modelką. Wiem głupie plany…
- Ej, nie mów tak! Każdy ma prawo realizować swoje marzenia, a twoje są bardzo interesujące – uśmiechnął się
- Taaa… Dobra dość już o mnie. A ty jakie masz zainteresowania? – spytałam
- Lubię grać w badmintona, i kocham śpiewać – gdy powiedział te słowa, mało co nie zakrztusiłabym się plasterkiem banana
- Serio mówisz? – spytałam zaskoczona
- No całkiem serio – powiedział zmieszany
- No to zaśpiewaj coś! – powiedziałam podekscytowana
- A co byś chciała usłyszeć? – spytał unosząc brew
- Obojętnie… – powiedziałam – tylko nie za głośno, żeby nikogo nie obudzić
- Yhm, to zaczynam – powiedział, po czym zrobił głośny oddech, popatrzył w niebo zaczął śpiewać:

I got my first real six-string
Bought it at the five-and-dime
Played 'til my fingers bled
Was the summer of '69
Oh when I look back now
The summer seemed to last forever
And if I had the choice
Ya - I'd always wanna be there
Those were the best days of my life

oh yeah, back in the summer of 69.
oooh...

Man we were killin' time
We were young and reckless
We needed to unwind
I guess nothin' can last forever, forever, no!

Back in the summer of 69
Oh yeah
Back in the summer of 69
Back in the summer of 69
Back in the summer of 69…
- Łooł brawo, to było naprawdę świetne! W jakimś zespole grasz czy co? – powiedziałam z wyrazami uznania klaskając dłońmi
- A no gram – powiedział przeczesując swoje urocze loczki ręką
- Jejku serio? – zapytałam zaskoczona uśmiechając się
- Serio, co w tym dziwnego? – spytał jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie
- No nic, nic po prostu zaskoczyłeś mnie bardzo, opowiedz mi o tym, jak się to zaczęło i w ogóle – spytałam zaciekawiona
- Na pewno tego chcesz? – zaśmiał się
- Lubię słuchać – powiedziałam powtarzając jego słowa sprzed kilkudziesięciu minut
- No dobra. Więc oprócz mnie są jeszcze Nick, Hayden i Will. Zaczęło się od tego, że chłopaki chcieli wziąć udział w szkolnym konkursie zespołów młodzieżowych ale nie mieli wokalisty i poprosili mnie. To był dla mnie szok, bo wcześniej śpiewałem tylko sam dla siebie, pod prysznicem, albo w samochodzie. No nic, zaczęliśmy robić próby. Często śpiewaliśmy właśnie „Summer of 69”. Nie mieliśmy nazwy dla siebie, i nic nie przychodziło nam do głowy. Ciągnęło się to tak aż do dnia przed występem i w końcu musieliśmy coś napisać w rubryce „nazwa zespołu” w formularzu zgłoszeniowym. Zaproponowałem więc Białego Eskimosa, nikt nie wpadł na nic lepszego, więc od tamtej pory tak się nazywamy. Konkurs odbył się w szkolnej stołówce. Ubraliśmy się wszyscy w białe koszule i czarne krawaty. Zdawało nam się że wyglądamy dobrze – tu wybuchnał śmiechem – uh przepraszam – uspokoił się – zagraliśmy właśnie tą piosenkę, którą zaśpiewałem przed chwilą. Po konkursie zespół się troszkę zmienił, bo dostaliśmy nowego basistę – Jacoba.  W czasie roku szkolnego ćwiczymy w każdą środę po szkole w domu Willa, w pierwszej połowie wakacji prawie codziennie, a ostatnio jakoś to zaniedbujemy… Wyjazdy, wycieczki, obozy itp. O albo kiedyś pewna dziewczyna w mojej szkole podeszła do mnie i powiedziała, że jej mama bierze ślub i bardzo chce żebyśmy na nim zagrali. Oczywiście zgodziliśmy się. Wykonaliśmy sporo piosenek Boba Marleya i parę akustycznych kawałków. Tak się złożyło, że wśród gości znalazł się producent muzyczny, podszedł do nas, pogadał, pochwalił. Powiedział, że jesteśmy naprawdę dobrzy. Powiedział także że przypominam mu… Micka Jaggera, co mnie bardzo ucieszyło. Zagraliśmy też parę razy w radiu, mama Willa jest prezenterką radiową i telewizyjną, wspiera nas i zawsze udziela rad. Całkiem poważnie już myślimy o rozwoju zespołu i o nagraniu płyty czy coś podobnego. No i jakoś brniemy do przodu. Zastanawiam się nad tym, czy aby nie wystartować w XFactorze, ale chłopaki jakoś nie wykazują entuzjazmu… Więc gramy sobie tu i tam, w lokalnych miejscach  - gdy skończył mówić, ja siedziałam zapatrzona w niego jak w obrazek – ej co jest, halo? – powiedział widząc że nie kontaktuję
- Eeem nic nic, zasłuchałam się… - ocknęłam się w końcu – bez kitu, chcę was usłyszeć na żywo!
- Jak chcesz zawsze możesz przyjść na próbę – spojrzał na mnie i nie przestawał się uśmiechać
- No pewnie że chcę! – powiedziałam ucieszona – to kiedy macie następną?
- Nie gadałem jeszcze z chłopakami, ale podejrzewam że wrócimy do starych zasad, w każdą środę po szkole – gdy skończył mówić wziął sobie kiwi
- Okej. A nie będą mieli nic przeciwko? – uniosłam brew
- Skądże – roześmiał się
- To cieszę się – powiedziałam, po czym nastała chwila ciszy.
Przestało padać. Chmury dziwnym trafem jakoś szybko się rozproszyły, a niebo obsypały miliony migoczących gwiazd.
- Um. Będę musiał już lecieć – powiedział z lekkim przygaszeniem
- Szkoda… O kurczę już po północy – powiedziałam zerkając na telefon
- No właśnie, trochę się zasiedziałem – powiedział podnosząc się z koca
- Dziękuję za miły wieczór – powiedziałam również wstając, a Harry przytulił mnie na pożegnanie.
- Chętnie bym to powtórzył – mrugnął do mnie, po czym przeskoczył poręcz i zszedł po drzewie w dół. Wyglądało to komicznie. Jak małpa w zoo. Cóż ten wiek, hormony buzują. Patrzyłam na niego czy aby mu się nic nie stało, ale bezpiecznie zszedł na ziemię. Stałam oparta o poręcz, gdy ten pomachał mi i przeskoczył przez płot.  Będąc już na chodniku krzyknął jeszcze „do zobaczenia”. Gdy zniknął za drzewami, odwróciłam się i zorientowałam, że zostawił tu swoje rzeczy. No nic, przyjdzie znowu to zabierze. Zdmuchnęłam świeczkę która już była do połowy wypalona. Wzięłam wszystko do pokoju. Zamknęłam drzwi balkonowe i poszłam do łazienki wziąć gorący prysznic i umyć zęby. Pierwszy raz odkąd tu jestem nie chciało mi się płakać i jakoś mój smutek powoli odchodził. To wszystko zasługa Harrego. Znałam go niecałe dwa dni, a rozmawiało się z nim jak z najlepszym przyjacielem. Kurczę, miałam zadzwonić do Justyny… Niech to szlag. Weszłam na fejsa i wysłałam jej dość obszerną wiadomość, w której opisałam wszystkie szczegóły dzisiejszego... Nie, to już wczorajszego dnia. W dalszym ciągu byłam zszokowana, że Harry jest członkiem zespołu. W Polsce, nie dość że - nie wszyscy - większość chłopaków to beztalencia, to jeszcze wyglądają jak skrzyżowanie hieny z wielorybem, a o zachowaniu to już nie wspomnę.  Tutaj jest całkiem inaczej. Jak na razie przyjazna atmosfera, mili ludzie, piękne okolice. Jednak brakuje mi mojej przyjaciółki… Bardzo mi jej brakuje. Łukasza w sumie też, no ale nie jesteśmy już razem. Tęsknię za nimi. Obaj są dla mnie ważni. Z Łukaszem obiecaliśmy sobie przyjaźń, więc mam jednak dwoje przyjaciół w Polsce. Najchętniej spędzałabym tydzień tutaj, a tydzień tam. Byłoby idealnie. Tylko że tak się nie da… Ja pierdziele, byle do osiemnastki. Wtedy już nie będę musiała latać za rodzicami, gdziekolwiek im się spodoba mieszkać. Zostanę tutaj, albo wrócę do Polski. Nie będę już notorycznie kontrolowana przez Małgorzatę, ani przez rodziców. Marzenie.

*** 

                Następnego dnia, praktycznie w ogóle nie wychodziłam z pokoju. To co było już nie wróci, lecz do mnie bardzo trudno wszystko dochodzi. Może kiedyś to zrozumiem. Na razie nie mam siły. Nie mam siły na to wszystko. Tęsknię. Mam nowych znajomych, i można powiedzieć przyjaciela. On tak cholernie mi go przypomina. Rodzice... Gdyby nie oni nie było by tej całej szopki. Byłabym w dalszym ciągu z Łukaszem, miałabym prawdziwą przyjaciółkę... Teraz jestem w innym świecie. Tu też mnie niby polubili, jednak mam wrażenie że tylko ze względu na Conversy, markowe ciuchy i iPhona. Na prawdę nie wiem co o tym myśleć. Wypłakałam już chyba wszystkie łzy. Czuję pustkę w sercu. Mam wrażenie że nikt mnie nie kocha. Matka i ojciec – są tylko i wyłącznie źródłem dochodów. Lecz czasami zapominają, że pieniądze – nie koniecznie równa się szczęście. Justyna, Łukasz, i cała ekipa z Polski – dla nich jestem już tylko przeszłością. Są jeszcze dziadkowie, ale co mi po nich. Widywałam się z nimi tyle co nic. Ciekawa jestem jak długo to wszystko jeszcze potrwa. Jak długo będę musiała zmagać się z tym nieprzyjemnym uczuciem skurczów przeszywających moje podbrzusze i guli w gardle. Nie chcę się bardzo przywiązywać do nowych ludzi, za dwa lata znowu ktoś wyskoczy z jakimś durnym pomysłem przeprowadzki, tym razem chyba już do Ameryki... Nie znoszę tego. Mam już dosyć ciągłych zmian. Chciałabym żeby wszystko było jak dawniej.
                Włączyłam telewizor. Wszystko po angielsku. Niech to szlag. Czuje się jak w czasie okupacji, wszystko w około narzucane mi jest w obcym języku. Chciałabym wyjść na to polskie podwórko, i nacieszyć się choć przez chwilę tym pięknym polskim niebem. Ale niestety to już przeszłość. Trzeba zacząć od początku. Muszę się jakoś pozbierać, nie mogę tak w nieskończoność się użalać nad swoim losem, ale chyba nie potrafię. Dobrze że są wspomnienia. Muszę zamknąć ten rozdział i cieszyć się życiem. Jak to babcia zawsze mówiła, „ciesz się życiem póki możesz”. Tak też zrobię. Ojć, miałam zadzwonić do Justyny. Wybrałam jej numer i kliknęłam połącz. Po chwili usłyszałam już jej głos:
- Cześć kochana – powiedziała do słuchawki
- No hej, co tam słychać? - spytałam
- Bez zmian. Za kilka dni do szkoły... Trochę to przytłaczające... A ty jak się czujesz?
- Już lepiej, zresztą pisałam ci. Piękna okolica, spoko ludzie. Wiesz, nawet nie wiesz jak się cieszę że mogę z tobą porozmawiać, po polsku! - pisnęłam do telefonu
- Aż tak źle? - zaśmiała się
- Nawet kurde nie wiesz jak! Wszyscy tu gadają po angielsku, masakra jakaś, nawet telewizji se spokojnie pooglądać nie można, co tam że połowy nie rozumiem... - mówiłam wkurzona
- Nauczysz się jeszcze – powiedziała
- No mam nadzieję bo dłużej tego nie zniosę...
- Zniesiesz, zniesiesz. A jak ten... No... Jak mu tam, kurde... Harry, tak! Harry. Więc jak tam twój Harry?  – czułam że wypowiadając te słowa uśmiechała się do słuchawki
- Jezu, Jus, żaden mój Harry! - zaśmiałam się do słuchawki
- Jak to, to nic że ten teges? - powiedziała
- Żaden ten teges, znamy się tylko dwa dni – mówiłam ciągle się śmiejąc
- A to co to było wczoraj? Jaki on jest? Opowiedz coś więcej o nim, mrr – Justyna również się zaśmiała
- Po prostu, wnioskuję, że jest trochę szalony... - powiedziałam
- Tylko tyle? - zapytała z grymasem w głosie
- No pozwól mi skończyć
- Dobra dobra, opowiadaj, już nic nie mówię – zaśmiała się
- No więc, jest bardzo miły, opiekuńczy i troskliwy... Ciepły, potrafi podnieść człowieka na duchu. Bardzo przystojny... I uwaga: śpiewa, i ma swój zespół – powiedziałam z dumą
- Żartujesz? - było słychać niedowierzanie w jej głosie
- Tak samo zareagowałam – zaśmiałam się – mówię serio
- Jak zajebiścieeeee – przeciągnęła ostatnie słowo
- No... Ja też się cieszę, powiedział że jak chce to mogę wbić na ich próbę
- Szczęściara! Dlaczego u nas takich nie ma...
- Wiesz, że też o tym dzisiaj myślałam? Że tutaj jest tyle przystojniaków, a tam kuźwa garstka
- Dziecko szczęścia po prostu – powiedziała z dużym przekonaniem w głosie
- Nie? - zaśmiałam się
- Tak? - Justyna zaczęła się przekomarzać
- Nie?
- Tak?
- Dlaczego? - zapytałam znienacka
- No weź, jesteś śliczna, mieszkasz w Anglii, masz bogatych rodziców, możesz mieć wszystko czego zapragniesz, nowe znajomości, a o iPhonie, Vansach, Conversach i innych markowych ciuchach już nie wspomnę...
- Nie mogę mieć wszystkiego. Nie mogę mieć ciebie, Łukasza, i reszty ekipy przy sobie... - powiedziałam ze smutkiem
- Ojej, jak słodko... Ale weź skończ, jak zwykle szukasz dziury w całym, przecież widzimy się w wakacje
- No nie szukam, ale co, przyjedziecie do mnie, albo ja do was i...? Ciekawe czy tam mi ktoś chociaż głupie cześć na ulicy powie – próbowałam powstrzymać się od płaczu
- Wiesz co... Nawet nie wiesz jak wszyscy tutaj tęsknią za tobą...
- Naprawdę? - mimowolnie pojawił się uśmiech na mojej twarzy
- Naprawdę... Szłam wczoraj na boisko, wszyscy tam się mnie pytali jak tam u ciebie, i czy się dobrze czujesz w nowym miejscu i w ogóle...
- A ja się tak bałam że was wszystkich straciłam... A Łukasz? Co u niego?
- Nie gadałaś z nim jeszcze!? - zapytała z niemałym oburzeniem
- Nie... A powinnam?
- No ty chyba upadłaś na głowę, przecież jesteście chyba przyjaciółmi? - skarciła mnie
- W sumie... Ale głupio mi tak, mam do niego zadzwonić?
- No nie, list wysłać... Co się z tobą dzieje? Serio nic? Żadnej rozmowy, ani wiadomości? To że nie jesteście już razem, nie znaczy że masz go olewać!
- Justyna...
- Nie przerywaj mi!
- Justyna! To ty mi nie przerywaj! Mogę coś powiedzieć? - krzyknęłam do telefonu
- No mów już jak musisz
- Ja go nadal kocham, rozumiesz? - powiedziałam prawie szeptem
- Że co... - Justynie zabrakło słów
- No właśnie to. I co, ja mam do niego zadzwonić i tak po prostu udawać, że jest wszystko dobrze?
- Zatkało mnie, ja... Ja nie wiem co mam powiedzieć
- Ja nie wiem co ja mam robić Justyna...
- Chcesz do niego wrócić?
- Serio? Jak ty sobie to wyobrażasz? Bo ja jakoś nie mogę...
- Masz rację, związek na odległość to nie najlepszy pomysł
- No łaał...
- Napisz do niego na fejsie - zaproponowała
- Co mam napisać?
- Hej, hej, jak tam, co tam... No i samo poleci
- Dobra, dzisiaj wieczorem napiszę. Dzięki
- Nie ma za co kochana
- Ja już kończę skarbie, idę coś zjeść, bo mi w brzuchu burczy – zaśmiałam się
- Okej, to do usłyszenia, pa i pozdrów rodziców!
- Dzięki, ty też pozdrów, pa! – powiedziałam i rozłączyłam się.
To niesamowite, jak chwila rozmowy z kimś bliskim może podnieść człowieka na duchu. Cieszę się że mam taką przyjaciółkę. Podniosłam się z łóżka i udałam się do kuchni po coś do jedzenia. Otworzyłam pojemnik na pieczywo, i wzięłam sobie pączka. Nie chciało mi się iść do spiżarki po sok pomarańczowy więc nalałam sobie marchwiowego, który stał na ladzie. Przypomniało mi się, jak Justyna zawsze marudziła gdy wcinałam pączki na przerwie, ona ich nienawidzi. W sumie nie wiem dlaczego, jak można  ich lubić? Ale nie mało było przy tym śmiechu, miłe wspomnienia... Rozmyślając tak o przeszłości, nawet nie wiem kiedy zjadłam całego pączka. Zrobiłam parę łyków soku i poszłam z powrotem do mojego pokoju. Włączyłam laptopa i weszłam na facebooka. W mgnieniu oka zauważyłam że Łukasz jest dostępny. Wahałam się czy aby do niego napisać, czy też nie. No ale jak by chciał ze mną rozmawiać to przecież sam by zadzwonił albo napisał. Jak już zdecydowałam się do niego odezwać – musiał się wylogować. Może to i lepiej... Jednak napisałam do niego:

Hej Łukasz! Długo rozmyślałam nad tym, co między nami było. Miałam chwile zwątpienia, czy aby dobrze się stało, ale doszłam do wniosku, że jednak dobrze. Nie wyobrażam sobie miłości na odległość. Ale pamiętasz co sobie obiecaliśmy tuż przed wyjazdem? Tak, właśnie przyjaźń. Mam nadzieję, że nie zmieniłeś zdania. W dalszym ciągu chciałabym utrzymywać z Tobą kontakt, tak po przyjacielsku. Chciałabym aby nasze relacje były dobre, tak jak kiedyś. Chciałabym jeszcze dodać, że nadal jesteś dla mnie ważny i że strasznie tęsknię za Tobą. Wiem że to głupie co teraz piszę, ale nie będę miała żalu jeśli sobie znajdziesz kogoś innego. Masz do tego pełne prawo przyjacielu. U mnie jak na razie wszystko w porządku. Początkowo nie potrafiłam się zaaklimatyzować, ale już się zaczynam przyzwyczajać do nowego miejsca. Poznałam nawet kilka fajnych osób. Okolica jest bardzo piękna.  Aha, i zaproszenie nadal aktualne, widzę tu Ciebie i Justynę w przyszłym roku! Całuję, Paula.

Kliknęłam „enter”. Wysłano, huh. Justyna miała rację, lepiej mi się zrobiło gdy do niego napisałam. Wysłałam jej smsa: „Dziękuję kochanie, już wiesz za co ;*”. Nawet nie wie jak mi ulżyło. Aż nabrałam trochę chęci do życia. Musiałam jakoś ogarnąć rzeczy do szkoły. Zajrzałam do szafy, do której wcześniej włożyłam już jesienne ciuchy i zaczęłam układać stylówki. Kochałam to po prostu. Ułożyłam ich chyba z dwadzieścia – trzeba się jakoś prezentować w nowej szkole. Nie mogę wyjść na jakąś ofiarę losu. Pamiętam jak w zeszłym roku, dołączyła nowa dziewczyna do naszej klasy. Wszyscy patrzyli na początku na wygląd, wydawała się spoko, więc zagadali. Na każdej lekcji nauczyciele prowadzili z nią wywiad: jak się nazywa, skąd przyjechała, gdzie pracują jej rodzice, jakie ma hobby... Masakra. Oby tutaj tak nie było. Na wszelki wypadek zaczęłam układać sobie odpowiedzi. „Nazywam się Paula, przyjechałam z Polski, dokładniej z Krakowa. Moja mama uczy matematyki w liceum, a tata jest architektem. Interesuję się modą i muzyką”... Nie nie nie, brzmi jak z jakiegoś teleturnieju... Nie jestem dobra w układaniu przemówień. Zawsze najlepiej wychodziła mi gadka na spontana, więc tak też chyba zrobię o ile zajdzie taka potrzeba.
                Przypomniało mi się co mówiła Jess: mieszka naprzeciwko mnie... Otworzyłam okno balkonowe, rozejrzałam się, na prosto był sad, na prawo basen i podwórko, a na lewo – szosa. Podeszłam do lewej strony i oparłam się o barierkę. Dojrzałam całkiem spory lecz parterowy, biały dom, z pomarańczowym dachem. Może odwiedzę nową koleżankę? Bez zastanowienia włożyłam szaro-jeansowe rurki i biały t-shirt z czarnymi napisami. Wzięłam jeszcze biały zegarek i czarne okulary przeciwsłoneczne. Włosy postanowiłam zapleść w luźnego kłosa. Nałożyłam podkład i wytuszowałam rzęsy. Założyłam jeszcze czarne Vansy i byłam gotowa. Zabrałam ze stolika iPhona i zeszłam na dół. Wyszłam na dwór, gdzie spotkałam Małgorzatę. Poinformowałam ją tylko, że idę do znajomej. Przeszłam przez drogę i już stałam naprzeciwko domu Jessici. Podążyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam na dzwonek i już po chwili otworzył mi jakiś mały chłopczyk, miał może ze trzy lata
- Cześć, Paula jestem, jest może Jessica w domu?  – zapytałam grzecznie i z uśmiechem
- Jessica! Jakaś pani do ciebie przyszła! – odwrócił się i pobiegł w głąb domu
- Już idę – usłyszałam jej głos, a po chwili już ujrzałam jej pełną postać
- O hej Paula! Jaka niespodzianka, wejdź proszę – uchyliła szerzej drzwi, a ja weszłam do środka – chodź do mojego pokoju – powiedziała i poszłyśmy. Jej pokój był nie duży, ale bardzo stylowy, coś takiego mniej więcej vintage. Ściany pomalowane były na biało, a meble wykonane z jasnego drewna. Na podłodze położone były również niezbyt ciemne panele. Naprzeciwko stało jednoosobowe, łóżko zaścielone białą pościelą, po prawej szafa na ubrania i troszkę mniejsza półka na książki, po lewej nie duże okno, biurko i toaletka. Przed oknem stała popielato-beżowa kanapa i szklany stolik. Usiadłyśmy na kanapie.
- Więc jak ci się tutaj mieszka? - Jess zaczęła rozmowę
- No na razie nie narzekam, ale byłam tylko z wami na boisku i w piekarni – zaśmiałam się
- Chciałabyś się czegoś dowiedzieć, nie wiem o szkole, albo cokolwiek o Holmes Chapel? - zapytała
- No właśnie, jaka tutaj jest atmosfera w szkole?
- Mhm, zależy w jakim się trzymasz towarzystwie, w sensie że nasza ekipa jest na luzie, ale jest tzw. „szkolna elita” pożal się boże... Jest taka jedna szmata, nazywa się Michaelle Woods. Chodzi z najpopularniejszym chłopakiem w szkole, Harrym Stylesem. Ona ma swoje „przyjaciółeczki” a Harry swoich kumpli z zespołu. Co jak co, ale muzykę mają niezłą – patrzyłam na nią z wytrzeszczonymi gałami, Harry ma dziewczynę? Jest w szkolnej elicie? Cooooooooooo...
- No to przerąbane – powiedziałam tylko – a jak ludzie z którymi będę chodziła do klasy, znasz tam kogoś?
- Jak już ci wcześniej mówiłam, będziesz z Laurą, Kacprem i Lukiem. Nasza paczka no nie... A poza nimi to też ludzie bardzo na luzie. Trafisz chyba do najnormalniejszą klasę w szkole – zaśmiała się
- To się cieszę – również się zaśmiałam
- Wiesz co? Chodź, oprowadzę cię po okolicy, chcesz? – powiedziała z entuzjazmem
- No pewnie! – ucieszyłam się
- Tylko że Holmes Chapel jest nieco duże, musiałybyśmy jechać na rowerach – uniosła brew do góry
- No okej, skoczę do domu...
- Coś ty pożyczę ci, mam dwa – przerwała mi w połowie zdania, chwyciła za rękę i skierowałyśmy się na dwór. Jess weszła do garażu, wyciągnęła jeden rower i oddała go mnie, i po chwili wróciła z drugim. Wsiadłyśmy na rowery i pojechałyśmy w stronę gdzie znajdowała się piekarnia. Przejechałyśmy kilka domów i już byłyśmy koło niej. Po jakichś trzech kilometrach, skończyły się zabudowania i zaczął się las. Było tam tak pięknie... Zielone drzewa, a pomiędzy nimi płynął strumyk z krystalicznie czystą wodą. Dotarłyśmy do końca lasu, gdzie znajdowało się skrzyżowanie. Ruch na ulicy już nieco się zwiększył, domyślałam się że była to już jakaś główna droga. W oddali dało się dostrzec jakieś stare magazyny i dość szerokie, asfaltowe drogi. Jess powiedziała, że do tamtego miejsca lepiej się nie zbliżać, bo tam mafia rozstrzyga swoje porachunki i organizowane są nielegalne walki lub wyścigi samochodowe. Na tą wiadomość – przeraziłam się, lecz dziewczyna szybko mnie uspokoiła i powiedziała, że dla mieszkańców nie są groźni, chyba że się im porządnie zajdzie za skórę. Skręciłyśmy w prawo, i po chwili moim oczom zaczęły ukazywać się znajome jeziora i pagórki. Byłyśmy na drodze którą jechałam kilka dni temu z lotniska. Jess niespodziewanie skręciła w polną uliczkę. Prowadziła ona znowu do lasu, jechałyśmy w jego głąb. Po kilku zakrętach dojechałyśmy do polany. Była ona w środku lasu. Płynął tu tam ten sam strumień który mijałyśmy przy wyjeździe z miasta. Odstawiłyśmy rowery i usiadłyśmy na trawie. Panował tu niesamowity spokój. Było słychać szum liści które kołysały się na wietrze i śpiew ptaków. Ni stąd ni zowąd zaczęłyśmy rozmawiać jak dwie najlepsze przyjaciółki. Opowiedziała mi o swoich rodzicach, którzy się rozwiedli dwa lata temu i że mieszka teraz z ojcem i bratem. Przyczyną rozstania była choroba jej matki, ma coś nie po kolei w głowie, jakaś choroba psychiczna czy coś, odebrano jej prawa do opieki nad dziećmi. Obecnie jest na leczeniu w szpitalu psychiatrycznym w Manchesterze. Tata jest fotografem, i pracuje w Londyńskiej agencji modelek. Tomasem, bo tak się nazywa jej brat, opiekuje się niania. Dowiedziałam się, że Jess należy do szkolnego klubu cheerleaderek. Może też się zapiszę? W szkole funkcjonuje również koło teatralne i kilka drużyn sportowych, m.in. z piłki nożnej, koszykówki i bejsbola. Szkoła w Holmes Chapel jest podobno najpopularniejsza w całym regionie, właśnie ze względu na teatr i sport. Opowiedziałam jej także swoją historię, myślałam że to ja mam ciężkie życie, ale powinnam dziękować bogu że mam takich rodziców. Zrobiło się już późno, więc postanowiłyśmy, że pojedziemy już w stronę domów. Co kawałek był jakiś zajazd i kilka ławek, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Minęłyśmy jeziora i ten stary kościółek, w końcu dojechałyśmy na miejsce. Odstawiłyśmy rowery z powrotem do garażu a Jess odprowadziła mnie z powrotem do bramy.
- To było naprawdę fajne popołudnie dziękuję, że pokazałaś mi okolicę i w ogóle... - powiedziałam z uśmiechem
- Eh, to ja dziękuję, naprawdę nie pamiętam z kim ostatnio tak szczerze rozmawiałam. Cieszę się że wszystko z siebie wyrzuciłam, jest mi jakoś... Lepiej?
- Jak będziesz potrzebowała pomocy, to wiedz że zawsze do mnie możesz przyjść pogadać, wiesz gdzie mieszkam – pogłaskałam ją po ramieniu
- Tak wiem – zaśmiała się – dziękuję jeszcze raz
- No, to ja już pójdę. Pa – powiedziałam
- Pa – Jess odpowiedziała a ja skierowałam się w stronę mojego domu.

***

                Weszłam do mojego pokoju i od razu poszłam w stronę łazienki wziąć prysznic. Zmęczyła mnie ta wycieczka nie ma co... Przejechałyśmy prawie całą wieś, która do małych raczej nie należy. Byłam wykończona po tym całym dniu, od razu położyłam się spać.
                Następne dni przesiedziałam nie ruszając się z domu. Ciągle padało i była brzydka pogoda. Na zmianę oglądałam TV, układałam stylówki, lub robiłam sobie selfie. Kilka razy rozmawiałam nawet z Łukaszem, tak się bałam, a teraz jakimś dziwnym sposobem lepiej się rozumiemy niż jak byliśmy razem. Paranoja...
                 Wypogodziło się dopiero w przeddzień pójścia do szkoły. Pamiętam ten dzień doskonale, gdyż pierwszy raz od dłuższego czasu moja mama zaproponowała mi wspólne zakupy. Pojechałyśmy do ogromnego centrum handlowego w Manchesterze. No ale nic nowego, od następnego dnia zaczynała nową pracę więc musiała sobie kupić nowe ciuchy. Mnie jak zwykle dała jedną z kilku swoich kart kredytowych, mogłam sobie kupić cokolwiek chcę, a ona poszła w swoją stronę. Powiedziała tylko, że o dwudziestej mam być na parkingu przy samochodzie. Kupiłam sobie eleganckie, skórzane, czarne szpilki na platformie, czarną koktajlową spódniczkę, białą koszulę z kołnierzykiem i czarną torebkę ze złotymi ćwiekami. To tego włożę złotą biżuterię i będzie cacy. Trzeba jakoś wyglądać na rozpoczęciu roku... Oprócz tego kupiłam kilka innych pierdół, które przydadzą się do szkoły. Uwinęłam się w niecałe trzy godziny. Nie to co moja matka, poświęcić siedem godzin na zakupy, szaleństwo. Resztę czasu jaki mi pozostał przesiedziałam w kawiarni i objadałam się lodami i ciachami.
                Wróciłyśmy do domu około dwudziestej pierwszej, wypakowałam wszystkie zakupy do szafy, wykąpałam się, przyszykowałam rzeczy na następny dzień - rozpoczęcie roku szkonego, i zmęczona po tym dniu odpłynęłam w krainę sennych marzeń.

15 komentarzy:

  1. dłuugi rozdział, ale lubię takie ^^ rozdział boski, Harry romantyk xd "kolacja" na balkonie przy świetle gwiazd awww ;3 nie sądziłam, że będzie miał dziewczynę i to na dodatek najwredniejszą laskę w szkole... mam nadzieję, że długo nie pobędą razem hahaha :D nie, ja wcale im źle nie życzę hahah xD fajnie, że między Paulą a Łukaszem jest wszystko w porządku i że poznała Jess ;) ma chociaż z kim porozmawiać ;p
    czekam na następny rozdział z niecierpliwością xx
    @sluumberr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chciałabym Ci prosić, byś informowała mnie o kolejnych rozdziałach na tym koncie @droowseex ;) bo tamto (@sluumberr) zostało zhakowane ;'( byłabym wdzięczna xx

      @droowseex

      Usuń
  2. Aww rozdział cudowny :D <3 ''popatrzył w niebo zaczął śpiewać'' - to brzmi tak genialnie, przynajmniej w mojej głowie, tak słodko i kochanie <3 bardzo miło się czytało, masz fajny styl pisania ;) Czekam na następny! @cuddlemelouehh

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jak ja kocham Twój styl pisania! *-* Wszystko wyraźnie i na temat, bez owijania w bawełnę. Cieszę się że Paula już się przyzwyczaiła do nowego miejsca i znalazła nowych kumpli. Ciekawe jak Hazz się jej z tego wytłumaczy że ma dziewczynę hahah z niecierpliwością czekam na nexta! -D

    PS. Pozdrowienia dla autorki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. super czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham Paule i Harry'ego !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham twój styl pisania jghdfawdfq

    OdpowiedzUsuń
  7. dopiero po miesiący od publikacji znalazłam czas aby przeczytać :( to był błąd bo rozdział genialny!
    Uwielbiam Twoje opowiadanie ♥ a swoją drogą dlaczego jeszcze nie ma następnego rozdziału?? :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam ten blog od wczoraj i jest na prawdę super! Czekam na next ~Tori Vega~

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy następny rozdział ?! Świetnee ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. co długi
    co świetny ! :)
    Dawaj nn ! @martynkag

    OdpowiedzUsuń