wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 3

          - To to tutaj, prawie dojeżdżamy – odrzekł tata, skręcając w jakąś ulicę. Ja tylko wyciągnęłam telefon i sprawdziłam to miejsce na Google Maps. „Kurwa mać, znowu wieś” pomyślałam zniesmaczona. Ale jakoś to będzie. Damy radę. Jechaliśmy niezbyt szeroką ulicą, po której obu stronach rosły wysokie, z bujnymi koronami, drzewa. Za nimi był chodnik, wyłożony ciemnoszarą kostką brukową, a dopiero potem ogrodzenia i domy. Z pół kilometra dalej, moim oczom ukazały się jeziora. Piękne, błękitne jeziora. Bardzo malowniczo. Następnie minęliśmy stary i niewielki kościół, a potem chyba jakąś szkołę. Rzucił mi się w oczy napis „London” ale jednak w porę zauważyłam, że to nazwa ulicy, a mianowicie „London Road”. Stanęliśmy przed wielkim, jak się domyślałam, betonowym murem obłożonym jasnymi kamieniami. Tata zerknął na telefon, a po chwili wjechał na wjazd, gdyż kuta brama była otwarta. Na wjeździe stał jeszcze jeden samochód. Z domu wyszedł jakiś mężczyzna. My wysiedliśmy z auta, gdy miły starszy pan podszedł do nas.
- Witam. Mam nadzieję, że będzie wam się tu dobrze mieszkało – podał tatowi klucze od domu.
- Dzień dobry, my też. I dziękuję – powiedział tata.
- Ależ nie ma za co, teraz ten dom należy do was – powiedział rozglądając się w około – na mnie już czas, jakby pan czegoś potrzebował, to proszę dzwonić, oto moja wizytówka – powiedział miło do taty i podał mu karteczkę – do zobaczenia – powiedział i podał rękę tacie, następnie mamie, Małgorzacie i mnie. Wsiadł do swojego czarnego, eleganckiego auta i odjechał. Podeszliśmy do drzwi a tata lekko je otworzył. Gdy weszłam do środka, zaniemówiłam. Było pięknie. Usłyszeliśmy jak na wjazd wjeżdża bus. To nasze bagaże. Dwóch mężczyzn wysiadło z busa i przyniosło nam je do domu, po czym odjechali.
- I jak ci się podoba? – spytała mama
- Może być – powiedziałam
- A teraz idź się rozejrzyj po domu, twój pokój jest na górze, trzecie drzwi na lewo – rozkazał tata
- A ty skąd wiesz? – zapytałam
- No przecież byliśmy już tu z matką wcześniej – powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Nawet nie wiedziałam kiedy.
- Dobra… To ja idę się rozejrzeć – oznajmiłam i poszłam zwiedzać dom.
          Był piękny. Na sufitach była niesamowicie wykończona sztukateria gipsowa. Czułam się tu, jakbym uciekła do całkowicie innej epoki. Meble w domu, były z prawdziwego drewna. Były masywne i rzeźbione. Półki w komodach, w kuchni, były zamknięte szklanymi drzwiczkami, z delikatnymi, grafitowymi uchwytami. Na środku kuchni był duży stół, z sześcioma krzesłami. Były obite białą skórą.  Przypomniał mi się dom dziadków. Pachniało tu jak u nich. Sosną. Podłoga w domu była stara, parkiet z ciemnego drewna trochę nieprzyjemnie trzeszczał i gdzieniegdzie był porysowany. W salonie na ścianie wisiała ogromna plazma, co trochę komicznie wyglądało, w porównaniu z wczesno dziewiętnastowiecznymi meblami. Naprzeciw telewizora była kremowa kanapa ze skóry. W kącie był kominek z czarnego marmuru. Było tu nieziemsko. Połączenie dwóch stylów: starego i nowoczesnego. Ponadczasowo… W końcu weszłam schodami, na górę, w te trzecie drzwi na lewo. Moim oczom ukazał się mój pokój. Nie, tego raczej nie można nazwać pokojem. Moja komnata. Tak, to lepsze określenie. Ogromne łóżko, na którym leżało sporo poduszek, a nad nim zwisał baldachim z białego tiulu. Po lewej stronie łóżka było biurko, bardzo podobne do tego, które miałam w Polsce. Obok biurka był „kącik kosmetyczny”, w którym była toaletka, z potrójnym lustrem i wieloma szufladkami. W kącie pokoju stała szara, skórzana rogówka i szklany stolik. Usiadłam na pufie która znajdowała się obok łóżka i wtedy zobaczyłam te cudo. Ogromny, plazmowy telewizor, wiszący na ścianie. Byłam w szoku. „Prawie jak w kinie” pomyślałam, uśmiechając się do siebie. W ścianie obok plazmy, były drzwiczki. To była zabudowana szafa. Ciekawie. Naprzeciw drzwi do mojego pokoju, było okno, z wyjściem na balkon. Podeszłam do niego, odsłoniłam zasłonę, przekręciłam gałkę w szklanych drzwiach, i po chwili delikatny, chłodny podmuch wiatru, musnął moją twarz. Uśmiechnęłam się. Wyszłam na balkon. Sięgały do niego gałęzie drzewa, stojącego na podwórku. Rozejrzałam się. Na wprost, moim oczom ukazał się duży sad. Potem sięgnęłam wzrokiem nieco dalej. Wzdłuż ulicy stały domy. Mniejsze i większe. W oddali dostrzegłam piekarnię i ten stary kościół, obok którego przejeżdżaliśmy. To wszystko rozciągało się na pagórkach, na których były soczyście zielone łąki, zobaczyłam nawet nieopodal niedużego lasku, pasącego się białego konia. Gdy z powrotem weszłam do pokoju, zauważyłam, że są tu jeszcze dwoje drzwi. Podeszłam do pierwszych z nich. Prowadziły one do bardzo dużej garderoby. Wchodząc tam, poczułam się prawie jak na wybiegu. Podłoga była pokryta czerwonym dywanem, a sufity były białe, w których wmontowane było kilka lamp halogenowych, które tworzyły niesamowite smugi światła. W ścianach bocznych były wielkie, wbudowane, drewniane pułki. Wyszłam z tego pomieszczenia i weszłam w drugie drzwi. Była to łazienka. Było standardowo. Pomieszczenie wyłożone granatowo-białymi kafelkami. Po prawej kibel, umywalka a nad nią duże lustro z lampkami w rogach i jakaś półka na kosmetyki. Na środku stała ogromna wanna, a z lewej prysznic, mała pralka i kosz na pranie. Wyszłam z łazienki a potem z pokoju. Byłam bardzo zadowolona. Stwierdziłam, że chciałabym bardzo pójść na pagórki, na których była piekarnia i kościół.  Zawiadomiłam Małgorzatę, że idę na chwilę rozejrzeć się po okolicy, a ta powiedziała żebym wróciła do pół godziny. Zanim wyszłam z naszego angielskiego dworku, wzięłam kilka funtów, które dostałam od dziadków. 
          Poszłam w kierunku piekarni. Bardzo mnie do niej ciągnęło. Po pięciu minutach drogi, byłam na miejscu. Weszłam do środka budynku i za ladą ujrzałam chłopaka. Był niesamowicie przystojny. Jego ciemnobrązowe loczki opadały lekko na czoło. Spojrzał na mnie, swoimi głęboko zielonymi oczami. Uśmiechnął się, ukazując równiusieńkie, białe zęby. Na jego policzkach ukazały się urocze dołeczki. Czułam, jak jego czar na mnie spoczął.
- Dzień dobry. Mogę jakoś pomóc? – zapytał. Jego głos był głęboki i dźwięczny. Zdawało mi się, że właśnie przechodzi mutację.
- Witam, właściwie to jestem tu nowa i spaceruję sobie, poznając okolicę – uśmiechnęłam się.
- No właśnie, nie widziałem cię nigdy w Holmes Chapel. Jesteś tu na wakacjach? – zadał pytanie, opierając ręce na ladzie.
- Nie, mieszkam tu – zaśmiałam się
- O, a kiedy się tu wprowadziłaś? - pytał zainteresowany
- Dzisiaj – odpowiedziałam, czując, jak miłe mrowienie przebiega po moim ciele.
- Fajnie. Mamy tu jedną, ładną dziewczynę więcej – zaśmiał się słodko – tak właściwie, to jestem Harry – wyszedł zza lady i podał mi rękę. Był ubrany w ciemne jeansy, trampki, szary tshirt i biały, trochę poplamiony fartuch. Uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Paula. Miło mi – powiedziałam
- Jeśli mogę, wiedzieć, skąd przyjechałaś? – zapytał trochę niepewnie.
- Z Polski – uśmiechnęłam się
- Słyszałem, że Polska to niesamowity kraj. Piękne zabytki, kraj wielkich królów średniowiecza, tak się mówi o niej tutaj, w Anglii. A z jakich powodów? Jeśli to nie tajemnica…
„Tak kurwa, piękne zabytki, kraj wielkich królów, jakbyś to zadupie widział na żywo to zmieniłbyś zdanie ahahaha” pomyślałam sobie tłumiąc śmiech
- Ach, długo by opowiadać. Tata ma firmę budowlaną, a sam jest architektem. Dostawał  większość zleceń z poza granic naszego kraju, a z Anglii w szczególności. Uważa, że w Polsce nie ma warunków na prowadzenie działalności na tak wysokim poziomie – powiedziałam, z kwaśną miną – a tak nawiasem mówiąc, to masz rację. Polska jest niesamowita i przepiękna – powiedziałam sarkastycznie, żeby nie było , że z jakiejś wiochy przyjechałam – i bardzo mi jej będzie brakowało.
- Tak, wiem co czujesz. Moja mama się rozwiodła z ojcem. Też nic nie mogłem na to poradzić. – Skrzywił się – ale mniejsza. Gdzie dokładnie mieszkasz? – Zapytał, ni stąd, ni zowąd.
-Tu niedaleko. Jakieś pięć minut drogi. 54 London Road – powiedziałam.
- No to serio niedaleko. Ja mieszkam 92 London Road – uśmiechnął się nonszalancko. Nagle z zaplecza rozległ się donośny, ale ciepły kobiecy głos
 – Harry, znowu zagadujesz klientów?
- Nie, Barbaro, nieee… - skłamał zdezorientowany. Zaśmiałam się.
- Nie ładnie tak perfidnie kłamać – powiedziałam szeptem - To może ja poproszę dwa donuty z czekoladą i sok pomarańczowy – powiedziałam, już normalnie. Uśmiechnęłam się i zaczęłam w kieszeni szukać drobnych. Harry zapakował donuty do papierowej torby i podał mi sok w kartonowym pojemniku.
- Razem będzie 50 pensów – podał mi moje zakupy. Dałam mu odliczone pieniądze.
- Dziękuję.
- Ja również. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, Paula – powiedział i znowu się nieziemsko uśmiechnął, co przyprawiło mnie o dreszcze.
- Ja też. Do, mam nadzieję, zobaczenia – rzuciłam mu na wychodne.
        Gdy wróciłam do domu, walizki już stały w moim pokoju, postanowiłam jednak zająć się nimi jutro. Byłam dzisiaj już mega zmęczona. Usiadłam na pufie, zjadłam to co kupiłam. Siedziałam na niej jeszcze chwilę, wyglądając przez okno, na niewielkie wzgórze, na którym była piekarnia, w której poznałam Harrego – mojego, pierwszego tutejszego znajomego. Westchnęłam i wstałam z pufy. Wyszukałam w torbie ręcznik i jakąś koszulę, i poszłam się wykąpać do łazienki. Po długiej, relaksującej kąpieli, położyłam się do łóżka, zamykając oczy. „Nie było najgorzej” pomyślałam, po czym odpłynęłam w krainę sennych marzeń.
          Nazajutrz obudziłam się w nowym miejscu. W nowym pokoju. W nowym łóżku. Wszystko tu było takie nowe, dziwne. Ręką wyszukałam mój telefon który leżał pod poduszką i spojrzałam na godzinę: 10:40. Leżąc tak z telefonem w ręce weszłam na galerię. Zobaczyłam ostatnie zdjęcia z Łukaszem i Justyną, na wjeździe do mojego starego domu. „Jeszcze wczoraj o tym czasie byłam w Polsce” pomyślałam ze łzami w oczach, przeglądając kolejne zdjęcia. Zakończyło się na tych z moich piętnastych urodzin (resztę mam na starej karcie pamięci, muszę je sobie zgrać na nową). Uroniłam kilka łez, lecz parę chwil później przypomniały mi się słowa mojej przyjaciółki, która to wręcz błagała, że gdyby coś złego się działo, mam dzwonić o każdej porze dnia i nocy oraz że zawsze mogę na nią liczyć. W jednej chwili uśmiech zagościł na mojej twarzy. Rozejrzałam się po pokoju, same torby, walizki, pudło i puste meble. Tak strasznie nie chciało mi się tego znowu wyładowywać… Wstałam niechętnie z łóżka i wygrzebałam jakieś ciuchy, szczoteczkę i pastę do zębów. Poszłam do łazienki się ogarnąć. Potem wzięłam torbę z moimi najważniejszymi na chwilę obecną rzeczami, czyli laptopem, lustrzanką, starym telefonem i ładowarkami. Usiadłam na łóżku. Wyjęłam kartę pamięci ze starego telefonu i przerzuciłam wszystkie zdjęcia na laptop, a potem z laptopa na iPhona. Laptop po chwili wylądował na biurku, a stary telefon w szufladzie pod nim. Lustrzankę położyłam na półkę, robiła za fajną ozdobę. Skierowałam wzrok na pozostałe rzeczy. Kiedyś trzeba to ogarnąć. Podeszłam niechętnie do bagażów i zaczęłam powoli wypakowywać moje rzeczy. Prawie wszystko umieściłam w garderobie, do szafy włożyłam już bardziej jesienne ciuchy i trampki. Kosmetyki włożyłam do toaletki, a rzeczy do włosów postanowiłam, że będą w łazience. Przy okazji wrzuciłam do pralki brudne ubrania. W moim starym pokoju musiałam ciągle odkurzać po czesaniu, wszędzie było pełno włosów. W ostatniej torbie były prezenty od znajomych, które dostałam na urodziny. Były to drobne upominki które poukładałam na półkach. Pozostałe pierdoły które były w pudle, dołączyłam do nich. Zdjęcia włożyłam do szuflady, planowałam w późniejszym czasie zrobić z nich kolaż. Byłam z siebie dumna, uwinęłam się z wszystkim w niecałe dwie godzinki.
          Właśnie miałam dzwonić do Justyny, gdy do moich drzwi zapukała Małgorzata.
- I jak się spało? – spytała troskliwie
- Całkiem dobrze – powiedziałam odkładając telefon
- Widzę że już się tu zadomowiłaś? – stwierdziła rozglądając się po pokoju
- Tak, nie jest tak źle, co prawda myślałam że będzie gorzej – uśmiechnęłam się
- No widzisz, a tak się bałaś – urwała – chodź na obiad – kiwnęła ręką
- A co mamy? – spytałam
- Dla rodziców żeberka w miodzie, a dla ciebie specjalnie naleśniki z owocami i bitą śmietaną, takie jakie lubisz – powiedziała dumna z siebie
- Ojej naprawdę? To chodźmy! – dosłownie pobiegłam do kuchni. Rodzice już siedzieli przy stole
- Cześć córcia – powiedział tata, ja się tylko uśmiechnęłam
- Jak się czujesz? – spytała mama
- Bardzo dobrze, jestem głodna jak wilk! – odpowiedziałam i usiadłam do stołu. Pożyczyliśmy sobie smacznego i posiłek zjedliśmy w ciszy. Zjadłam trzy naleśniki. Myślałam że zaraz pęknę. Już miałam wychodzić z kuchni, gdy odezwał się do mnie tata:
- Nie zapomniałaś czegoś? – spytał rozbawiony
- Czego niby? – odpowiedziałam pytaniem, gdyż nie miałam pojęcia o co mu chodzi
- Idź sprawdź w bagażniku – po tych słowach, zorientowałam się że zostawiłam tam misia którego dostałam od Justyny. Poszłam do auta, zabrałam co moje i wróciłam do domu. 
          Posadziłam misia na łóżku, gdy przypomniało mi się że miałam zadzwonić do mojej przyjaciółki. Wybrałam numer, i po chwili usłyszałam już jej głos. Boże jak ja za nią tęsknię… Opowiedziałam jej wszystko co działo się wczoraj od południa, łącznie z nowo poznanym chłopakiem. Justyna już za dużo sobie pomyślała, jak zwykle zresztą. Ale cieszyła się że kogoś tu poznałam. Rozmawiałyśmy dobre pół godziny. Po skończonej rozmowie postanowiłam, że zajrzę na podwórko. Wczoraj zapoznałam się jedynie z domem, bo na resztę nie miałam czasu. Wyszłam głównym wejściem. Na wprost, był wybrukowany granitem wjazd, po którego bokach wmontowane były ledowe lampki. Po prawej stronie stał garaż, oraz znajdowało się kilka rabatek z pięknymi kwiatami, a między nimi rosły jakieś ozdobne krzaczki. Z lewej spotkał mnie ten sam widok, lecz wybrukowana dróżka prowadziła również za dom. Podążyłam tą ścieżką. Z boku domu, znajdował się taras, na którym stał stół, krzesła i nie mały grill. Dalej było oczko wodne, wokoło którego były małe skałki, obrośnięte w niektórych miejscach krzewami i niskimi kwiatami, między którymi płynęła woda, coś a la wodospad. Po prawej była ogromna, szklana antresola, połączona z domem, gdzie znajdował się basen. Można było wejść również od strony domu. Niedaleko za paroma drzewami stał mniejszy budynek. Weszłam do środka, a tam znajdowały się różne narzędzia ogrodnicze i świąteczne ozdoby. Moją uwagę przykuła wisząca na ścianie tablica. Regulator temperatury wody w basenie, i system oświetlenia podwórka. „Ale bajer!” pomyślałam. Wróciłam się i poszłam dalej. Byłam teraz po drugiej stronie domu. Tu znajdywał się sad z drzewkami owocowymi. Rosło tu mnóstwo jabłoni, grusz i śliw. Było też małe poletko z truskawkami i malinami. Bardzo tu zielono i przyjemnie. Całość podwórka była otoczona betonowym płotem, który obłożony był ozdobnym kamieniem. Na wysokości około półtora metra, co około dwa metry znajdowało się koło z kutym wypełnieniem, aby było coś widać na drogę. Moją uwagę przykuło duże drzewo, a mianowicie wiśnia której konary sięgały wyżej balkonu, a ten był na pierwszym piętrze. Zaraz, zaraz. To chyba ten z mojego pokoju. Tak! To na pewno ten… Zmierzyłam to drzewo jeszcze tylko z góry do dołu, i uśmiechnęłam się chytrze sama do siebie. Coraz bardziej zaczyna mi się tu podobać…
            Postanowiłam, że wrócę do domu i zajmę się zdjęciami. Przybiłam kilka gwozdków do ściany nad łóżkiem. Przywiązałam do nich kilka sznurków aby tworzyły pionowe pasy i zaczęłam przypinać do nich kolejno zdjęcia kolorowymi, ozdobnymi klamerkami. Było ich dużo, ciężko było wybierać, spośród tylu fotek, z którymi wiązało się tak mnóstwo wspaniałych wspomnień. Wybrałam te najlepsze. Moim zdaniem wyszło cudnie. Tylko czegoś mi tu jeszcze brakowało. Już wiem! Pobiegłam szybko do małego budynku który stał w ogrodzie za domem. Wykopałam świąteczne lampki, którymi przyozdabia się w tym czasie choinki. Wzięłam dwa białe oświetlenia i poszłam z powrotem do pokoju. Wplotłam je na sznurki między zdjęciami. Podłączyłam do prądu. No i było świetnie. Tak przytulniej się zrobiło.
          Teraz nabrałam chęci do wyjścia, aby rozejrzeć się po okolicy. Na dworze było już nieco chłodniej, przebrałam się w jasno szare cieniowane dżinsy, białą bluzę bez zamka z napisem „ fuɔck” i białe Conversy. Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Następnie nałożyłam trochę podkładu, zrobiłam cienkie kreski eyelinerem i wytuszowałam rzęsy. Wzięłam jeszcze do ręki iPhona i jakieś pieniądze do kieszeni. Zrobiłam sobie selfie i wrzuciłam na instagrama. Udałam się na dół, powiadomiłam Małgorzatę, że idę pozwiedzać nowe miejsca. Wyszłam na podwórko, a potem przekroczyłam furtkę. Skręciłam w lewo, czyli tam gdzie szłam wczoraj do piekarni. Jednak skręciłam ulicę wcześniej. Szłam z jakieś dziesięć minut i moim oczom ukazała się szkoła. „To tutaj już za tydzień zaczną się moje męki” pomyślałam przechodząc obok. Szłam dalej, mijając liczne domy. W oddali można było dostrzec coś na podobieństwo skateparku czy coś w tym stylu. Było widać jakichś ludzi, chyba w podobnym wieku do mojego. Postanowiłam więc tam pójść. Z językiem angielskim radziłam sobie bardzo dobrze, jednak nie miałam w pełni tego brytyjskiego akcentu. Trochę się krępowałam, że mogą mnie nie zaakceptować, ale szłam dalej. Ledwie przeszłam bramę, a już kilka osób skupiło na mnie swój wzrok.
- Chodź do nas! – zawołała jakaś dziewczyna machając mi, a ja dość śmiałym krokiem podeszłam do grupki nastolatków.
- Hej, Paula jestem – przywitałam się.
- Ja jestem Jess – powiedziała dziewczyna, która przed chwilą mnie zawołała, wydawała się być miła – a to jest Luke, Laura, Ryan, Danielle, Olly, Kacper i Nina. – Jess po kolei mi wszystkich przedstawiła, a oni podali mi rękę na przywitanie, dosłownie w tym momencie kamień spadł mi z serca.
- Bardzo miło mi was poznać – palnęłam nie wiedząc co mam powiedzieć.
- Jesteś tu na wakacjach? – spytał Kacper, wyczułam w nim polski akcent.
- Nie, przeprowadziłam się tutaj – tłumaczyłam – Wczoraj.
- A gdzie przedtem mieszkałaś? – ciągnął dalej
- W Polsce – powiedziałam. – Ty chyba też co? – to już powiedziałam po polsku a on zrobił wielkie oczy.
- O matko naprawdę? A gdzie mieszkałaś? – on odpowiedział również w naszym języku.
- Pod Krakowem a ty? – spytałam z uśmiechem.
- W Warszawie – odpowiedział.
- Niezły numer – zaśmiałam się – Nie sądziłam, że kogoś takiego tutaj spotkam.
- Ja też nie – odpowiedział, było widać, że jest w lekkim szoku, takim pozytywnym.
- A dawno się tu przeprowadziłeś? – spytałam.
- Pięć lat temu – odpowiedział uśmiechając się.
- Yhm – odchrząknął Luke – Możecie po angielsku? – zapytał rozbawiony, a my spojrzeliśmy na niego, a potem na resztę. Gapili się na nas jak na chińczyków… A no tak, przecież oni nic nie rozumieli.
- Tak oczywiście, przepraszam – odpowiedziałam już po angielsku. – Właśnie się dowiedziałam, że kolega też jest z polski i tak jakoś zaczęliśmy nawijać…
- Nie no spoko, luz – powiedziała Laura uspokajając mnie widząc że się lekko skrępowałam.
- A ile macie macie lat? – spytałam.
- Piętnaście a ty? – odpowiedział Olly.
- Ja też! A wy chodzicie do tamtej szkoły, co tu się idzie tą drogą? – nawijałam dalej.
- Tak, dokładnie – odpowiedziała Danielle.
- Czyli będziemy razem w klasie? Czy jak? – dopytywałam się.
- No nie z wszystkimi, zależy jak masz na nazwisko – odpowiedziała Nina.
- Dąbrowska – powiedziałam.
- No to będziesz w klasie z Laurą, Lukiem i Kacprem – uśmiechnęła się.
- A od czego to zależy? – spytałam zdziwiona.
- No bo to jest tak – wtrącił się Olly. – Uczniowie których nazwiska zaczynają się od A do G, chodzą do klasy A, od H do O chodzą do klasy B, a od P do Z do klasy C – tłumaczył.
- Ahaaa… Łapię – zaśmiałam się.
- A gdzie teraz mieszkasz? – zmienił temat Ryan
- Tu nie daleko 54 London Road – odpowiedziałam.
- Mieszkam naprzeciwko! – wtrąciła Jess.
- OMG serio? Jak super! – pisnęłam z zachwytu.
- Kurczę, jak ja mogłam cię wcześniej nie zauważyć? – skarciła się Jess.
- Ej jestem tu dopiero drugi dzień – zaśmiałam się.
- A no fakt – również się zaśmiała.
- Cieszę się, że was poznałam – znowu palnęłam prosto z mostu.
- My też – powiedzieli wszyscy równocześnie i wszyscy zaczęliśmy się z tego śmiać.
- Zimno się robi – powiedziała Danielle,  przydeptując z nogi na nogę.
- No, mi też nie jest za ciepło – powiedziałam. – Mam pomysł!
- Jaki? – zapytała zaciekawiona Nina.
- Chodźcie do mnie do domu! – zaproponowałam.
- Bardzo chętnie – powiedział Olly. – A co wy na to? – Grupka młodzieży popatrzyła na każdego i z ekscytacją wymalowaną na twarzy, zgodziła się.
– Jasne! Chodźmy! – powiedziała uśmiechająca się ciągle Jess.
Wszystkim spodobał się ten pomysł. Szliśmy grupką dziesięcioosobową nawijając całą drogę o wszystkim i o niczym. Każdy opowiedział coś o sobie, żebym mogła wszystkich lepiej poznać. Weszliśmy na moje podwórko, które wywołało nie mały zachwyt w ich oczach. Dom też im się bardzo spodobał. Weszliśmy do środka, gdzie akurat przywitała nas Małgorzata. Zdziwiła się, że aż tyle osób przyprowadziłam do domu. Powiedziałam jej tylko, że ma zrobić wszystkim herbatę i przynieść na górę, gdzie się udaliśmy. Mój pokój też się wszystkim podobał, jak stwierdzili – „bardzo stylowy”. Włączyłam laptopa i wbiłam na Facebooka. Wszyscy podyktowali mi swoje imiona i nazwiska abym mogła ich zaprosić. Później Jess zauważyła lustrzankę stojącą na mojej półce, wszyscy się do niej rzucili i robili sobie fotki. Jak się okazało, nie tylko ja tu byłam uzależniona od pstrykania sobie samojebek… Przyszła Małgorzata z kubkami i dzbankiem gorącej herbaty. Wypiliśmy po kilka łyków i postanowiliśmy iść zrobić sesję do ogrodu. Czułam się przy nich doskonale. Tak jakbyśmy znali się już od bardzo dawna. Zdaje się, że oni też mnie polubili. Bardzo mnie to cieszy, nie powiem. Zrobiliśmy dokładnie 439 zdjęć. Przerzuciłam je wszystkie na laptopa i włączyłam pokaz slajdów. Oglądaliśmy je, głośno się śmiejąc z samych siebie. Powiedziałam, że jak będę miała czas to je ładnie obrobię i dodam kilka na fejsa. Było już kilka minut po 21:00 i wszyscy postanowili już iść. Fala smutku mnie ogarnęła, kiedy wyszli z mojego domu.
          Czułam się taka samotna bez przyjaciół przy moim boku. Kiedyś wieczory wyglądały jak ten dzisiejszy, tylko, że w moim starym domu, z dawnymi znajomymi, Łukaszem, Justyną… Oni są tak kurewsko daleko, tak cholernie za nimi tęsknię. Tam mogłam swobodnie mówić po polsku a nie tak okropnie produkować się, aby nie popełnić błędu w angielskim. Kolejny raz zaczęłam przeglądać stare zdjęcia. Łzy zaczęły wypływać z moich oczu. Dlaczego ja w dalszym ciągu nie mogę się z tym pogodzić? Byłam całkowicie zdołowana. Z jednej strony cieszyłam się iż tak szybko poznałam nowych ludzi a z drugiej byłam bliska płaczu… Brak Justyny i Łukasza, totalnie mi nie służył. Tęskniłam za Justyną i jej spokojną osobowością, która zawsze koiła mi nerwy. I za bliskością Łukasza... Bardzo mi go brakuje. Ja go nadal kocham!
             Było już ciemno. Zegar w komórce ukazywał 22:06. Nagle usłyszałam jak ktoś puka w okno. Ktoś musiał stać na balkonie. Bałam się widoku, który mogę zastać patrząc w tamtą stronę. Czułam się, jakbym była uwięziona w jakimś horrorze i za chwilę jakiś dziwny mutant czy morderca miał mnie zaatakować.
- Paula, otwórz mi – usłyszałam po chwili cichy głos. Znajomy głos. Głos Harrego...

              



18 komentarzy:

  1. Popełniasz parę błędów, ale każdemu się to zdarza na początku. Nie ma się jednak czym przejmować, bo jeśli chodzi o samą treść, to jest super.
    Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet wiem jakie błędy, moja nauczycielka z polaka ciągle mi je wytykała w gimbazie :D ale cóż, może kiedyś sie nauczę :)

      Usuń
  2. Ciekawy rozdział ;) czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Czekam na nexta -D

    OdpowiedzUsuń
  4. o w mordę... co robi Hazza na balkonie Pauli o 10 w nocy ? ;o o w mordę xd
    niezły rozdział, ciekawie się czytało ;3
    @sluumberr

    OdpowiedzUsuń
  5. no nie! Harry? Co on robi u niej na balkonie w środku nocy?:D Zabiłaś mnie tą końcówka! :P Świetny rozdział i naprawdę przyjemnie sie czyta ^^ Paula jest taka śmiała, genialna! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co Hazza robi na tym balkonie????!!!!\
    Ciekawie się czyta
    Nie moge się doczekac by dowiedziec się co było dalej
    W między czasie zapraszam do mnie http://dreamfanfictiononedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu to jest zajebiste

    OdpowiedzUsuń
  8. Superrrr szkoda że tak rzadko rozdziały :((((

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz wielki talent. Na serio super opowiadanie i oby tak dalej. Mam prośbę. Mogłabyś zajrzeć na mojego bloga z opowiadaniem : http://dancelover.blog.onet.pl/ . Jest dopiero początek lecz fajnie jakbyś dała mi jakieś porady co zmienić w opisach albo w treści. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Supeeeeeeer dawaj szybko następny

    OdpowiedzUsuń
  11. OSTATNI AKAPIT NAJLEPSZY ! CZEKAM AM CIĄG DA;SZYY !! ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Zajebiste! Czekam na następny rozdział. Mam nadzieję że będzie tam więcej Harry'ego ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Suuuuuuuuppeeeeeeeerrrr

    OdpowiedzUsuń
  14. Troche błędów ale spoko :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Super, ale mozesz czesciej rozdzialy? :3

    OdpowiedzUsuń
  16. Wspaniałeeeeeeeeeeeee

    OdpowiedzUsuń