- To to tutaj, prawie dojeżdżamy – odrzekł tata,
skręcając w jakąś ulicę. Ja tylko wyciągnęłam telefon i sprawdziłam to miejsce
na Google Maps. „Kurwa mać, znowu wieś” pomyślałam zniesmaczona. Ale jakoś to
będzie. Damy radę. Jechaliśmy niezbyt szeroką ulicą, po której obu stronach
rosły wysokie, z bujnymi koronami, drzewa. Za nimi był chodnik, wyłożony
ciemnoszarą kostką brukową, a dopiero potem ogrodzenia i domy. Z pół kilometra
dalej, moim oczom ukazały się jeziora. Piękne, błękitne jeziora. Bardzo
malowniczo. Następnie minęliśmy stary i niewielki kościół, a potem chyba jakąś
szkołę. Rzucił mi się w oczy napis „London” ale jednak w porę zauważyłam, że to
nazwa ulicy, a mianowicie „London Road”. Stanęliśmy przed wielkim, jak się
domyślałam, betonowym murem obłożonym jasnymi kamieniami. Tata zerknął na
telefon, a po chwili wjechał na wjazd, gdyż kuta brama była otwarta. Na
wjeździe stał jeszcze jeden samochód. Z domu wyszedł jakiś mężczyzna. My
wysiedliśmy z auta, gdy miły starszy pan podszedł do nas.
- Witam. Mam nadzieję, że będzie wam się tu dobrze
mieszkało – podał tatowi klucze od domu.
- Dzień dobry, my też. I dziękuję – powiedział tata.
- Ależ nie ma za co, teraz ten dom należy do was –
powiedział rozglądając się w około – na mnie już czas, jakby pan czegoś
potrzebował, to proszę dzwonić, oto moja wizytówka – powiedział miło do taty i
podał mu karteczkę – do zobaczenia – powiedział i podał rękę tacie, następnie
mamie, Małgorzacie i mnie. Wsiadł do swojego czarnego, eleganckiego auta i
odjechał. Podeszliśmy do drzwi a tata lekko je otworzył. Gdy weszłam do środka,
zaniemówiłam. Było pięknie. Usłyszeliśmy jak na wjazd wjeżdża bus. To nasze
bagaże. Dwóch mężczyzn wysiadło z busa i przyniosło nam je do domu, po czym
odjechali.
- I jak ci się podoba? – spytała mama
- Może być – powiedziałam
- A teraz idź się rozejrzyj po domu, twój pokój jest
na górze, trzecie drzwi na lewo – rozkazał tata
- A ty skąd wiesz? – zapytałam
- No przecież byliśmy już tu z matką wcześniej –
powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Nawet nie wiedziałam
kiedy.
- Dobra… To ja idę się rozejrzeć – oznajmiłam i
poszłam zwiedzać dom.
Był piękny. Na sufitach była niesamowicie wykończona
sztukateria gipsowa. Czułam się tu, jakbym uciekła do całkowicie innej epoki.
Meble w domu, były z prawdziwego drewna. Były masywne i rzeźbione. Półki w
komodach, w kuchni, były zamknięte szklanymi drzwiczkami, z delikatnymi,
grafitowymi uchwytami. Na środku kuchni był duży stół, z sześcioma krzesłami.
Były obite białą skórą. Przypomniał mi się dom dziadków. Pachniało
tu jak u nich. Sosną. Podłoga w domu była stara, parkiet z ciemnego drewna
trochę nieprzyjemnie trzeszczał i gdzieniegdzie był porysowany. W salonie na
ścianie wisiała ogromna plazma, co trochę komicznie wyglądało, w porównaniu z
wczesno dziewiętnastowiecznymi meblami. Naprzeciw telewizora była kremowa
kanapa ze skóry. W kącie był kominek z czarnego marmuru. Było tu
nieziemsko. Połączenie dwóch stylów: starego i nowoczesnego.
Ponadczasowo… W końcu weszłam schodami, na górę, w te trzecie drzwi na
lewo. Moim oczom ukazał się mój pokój. Nie, tego raczej nie można nazwać
pokojem. Moja komnata. Tak, to lepsze określenie. Ogromne łóżko, na którym
leżało sporo poduszek, a nad nim zwisał baldachim z białego tiulu. Po lewej
stronie łóżka było biurko, bardzo podobne do tego, które miałam w Polsce. Obok
biurka był „kącik kosmetyczny”, w którym była toaletka, z potrójnym lustrem i
wieloma szufladkami. W kącie pokoju stała szara, skórzana rogówka i szklany
stolik. Usiadłam na pufie która znajdowała się obok łóżka i wtedy zobaczyłam te
cudo. Ogromny, plazmowy telewizor, wiszący na ścianie. Byłam w szoku. „Prawie
jak w kinie” pomyślałam, uśmiechając się do siebie. W ścianie obok plazmy, były
drzwiczki. To była zabudowana szafa. Ciekawie. Naprzeciw drzwi do mojego
pokoju, było okno, z wyjściem na balkon. Podeszłam do niego, odsłoniłam
zasłonę, przekręciłam gałkę w szklanych drzwiach, i po chwili delikatny,
chłodny podmuch wiatru, musnął moją twarz. Uśmiechnęłam się. Wyszłam na balkon.
Sięgały do niego gałęzie drzewa, stojącego na podwórku. Rozejrzałam się. Na
wprost, moim oczom ukazał się duży sad. Potem sięgnęłam wzrokiem nieco dalej.
Wzdłuż ulicy stały domy. Mniejsze i większe. W oddali dostrzegłam piekarnię i
ten stary kościół, obok którego przejeżdżaliśmy. To wszystko rozciągało się na
pagórkach, na których były soczyście zielone łąki, zobaczyłam nawet nieopodal
niedużego lasku, pasącego się białego konia. Gdy z powrotem weszłam do pokoju,
zauważyłam, że są tu jeszcze dwoje drzwi. Podeszłam do pierwszych z nich.
Prowadziły one do bardzo dużej garderoby. Wchodząc tam, poczułam się prawie jak
na wybiegu. Podłoga była pokryta czerwonym dywanem, a sufity były białe, w
których wmontowane było kilka lamp halogenowych, które tworzyły niesamowite
smugi światła. W ścianach bocznych były wielkie, wbudowane, drewniane pułki.
Wyszłam z tego pomieszczenia i weszłam w drugie drzwi. Była to łazienka. Było
standardowo. Pomieszczenie wyłożone granatowo-białymi kafelkami. Po prawej
kibel, umywalka a nad nią duże lustro z lampkami w rogach i jakaś półka na
kosmetyki. Na środku stała ogromna wanna, a z lewej prysznic, mała pralka i
kosz na pranie. Wyszłam z łazienki a potem z pokoju. Byłam bardzo zadowolona.
Stwierdziłam, że chciałabym bardzo pójść na pagórki, na których była piekarnia
i kościół. Zawiadomiłam Małgorzatę, że idę na chwilę rozejrzeć się
po okolicy, a ta powiedziała żebym wróciła do pół godziny. Zanim wyszłam z
naszego angielskiego dworku, wzięłam kilka funtów, które dostałam od dziadków.
Poszłam w kierunku piekarni. Bardzo mnie do niej ciągnęło. Po pięciu minutach drogi, byłam na miejscu. Weszłam do
środka budynku i za ladą ujrzałam chłopaka. Był niesamowicie przystojny. Jego
ciemnobrązowe loczki opadały lekko na czoło. Spojrzał na mnie, swoimi głęboko
zielonymi oczami. Uśmiechnął się, ukazując równiusieńkie, białe zęby. Na jego
policzkach ukazały się urocze dołeczki. Czułam, jak jego czar na mnie spoczął.
- Dzień dobry. Mogę jakoś pomóc? – zapytał. Jego głos
był głęboki i dźwięczny. Zdawało mi się, że właśnie przechodzi mutację.
- Witam, właściwie to jestem tu nowa i spaceruję
sobie, poznając okolicę – uśmiechnęłam się.
- No właśnie, nie widziałem cię nigdy w Holmes Chapel.
Jesteś tu na wakacjach? – zadał pytanie, opierając ręce na ladzie.
- Nie, mieszkam tu – zaśmiałam się
- O, a kiedy się tu wprowadziłaś? - pytał
zainteresowany
- Dzisiaj – odpowiedziałam, czując, jak miłe mrowienie
przebiega po moim ciele.
- Fajnie. Mamy tu jedną, ładną dziewczynę więcej –
zaśmiał się słodko – tak właściwie, to jestem Harry – wyszedł zza lady i podał
mi rękę. Był ubrany w ciemne jeansy, trampki, szary tshirt i biały, trochę
poplamiony fartuch. Uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Paula. Miło mi – powiedziałam
- Jeśli mogę, wiedzieć, skąd przyjechałaś? – zapytał
trochę niepewnie.
- Z Polski – uśmiechnęłam się
- Słyszałem, że Polska to niesamowity kraj.
Piękne zabytki, kraj wielkich królów średniowiecza, tak się mówi o niej tutaj,
w Anglii. A z jakich powodów? Jeśli to nie tajemnica…
„Tak kurwa, piękne zabytki, kraj wielkich królów,
jakbyś to zadupie widział na żywo to zmieniłbyś zdanie ahahaha” pomyślałam
sobie tłumiąc śmiech
- Ach, długo by opowiadać. Tata ma firmę budowlaną, a
sam jest architektem. Dostawał większość
zleceń z poza granic naszego kraju, a z Anglii w szczególności. Uważa, że w
Polsce nie ma warunków na prowadzenie działalności na tak wysokim poziomie –
powiedziałam, z kwaśną miną – a tak nawiasem mówiąc, to masz rację. Polska jest
niesamowita i przepiękna – powiedziałam sarkastycznie, żeby nie było , że z
jakiejś wiochy przyjechałam – i bardzo mi jej będzie brakowało.
- Tak, wiem co czujesz. Moja mama się rozwiodła z
ojcem. Też nic nie mogłem na to poradzić. – Skrzywił się – ale mniejsza. Gdzie
dokładnie mieszkasz? – Zapytał, ni stąd, ni zowąd.
-Tu niedaleko. Jakieś pięć minut drogi. 54 London Road
– powiedziałam.
- No to serio niedaleko. Ja mieszkam 92 London Road –
uśmiechnął się nonszalancko. Nagle z zaplecza rozległ się donośny, ale ciepły
kobiecy głos
– Harry, znowu zagadujesz klientów?
- Nie, Barbaro, nieee… - skłamał zdezorientowany.
Zaśmiałam się.
- Nie ładnie tak perfidnie kłamać – powiedziałam
szeptem - To może ja poproszę dwa donuty z czekoladą i sok pomarańczowy –
powiedziałam, już normalnie. Uśmiechnęłam się i zaczęłam w kieszeni szukać
drobnych. Harry zapakował donuty do papierowej torby i podał mi sok w
kartonowym pojemniku.
- Razem będzie 50 pensów – podał mi moje zakupy. Dałam
mu odliczone pieniądze.
- Dziękuję.
- Ja również. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy,
Paula – powiedział i znowu się nieziemsko uśmiechnął, co przyprawiło mnie o
dreszcze.
- Ja też. Do, mam nadzieję, zobaczenia – rzuciłam mu
na wychodne.
Gdy wróciłam do domu, walizki już stały w moim pokoju,
postanowiłam jednak zająć się nimi jutro. Byłam dzisiaj już mega zmęczona.
Usiadłam na pufie, zjadłam to co kupiłam. Siedziałam na niej jeszcze chwilę,
wyglądając przez okno, na niewielkie wzgórze, na którym była piekarnia, w
której poznałam Harrego – mojego, pierwszego tutejszego znajomego. Westchnęłam
i wstałam z pufy. Wyszukałam w torbie ręcznik i jakąś koszulę, i poszłam się
wykąpać do łazienki. Po długiej, relaksującej kąpieli, położyłam się do łóżka,
zamykając oczy. „Nie było najgorzej” pomyślałam, po czym odpłynęłam w krainę
sennych marzeń.
Nazajutrz obudziłam się w nowym miejscu. W nowym
pokoju. W nowym łóżku. Wszystko tu było takie nowe, dziwne. Ręką wyszukałam mój
telefon który leżał pod poduszką i spojrzałam na godzinę: 10:40. Leżąc tak z
telefonem w ręce weszłam na galerię. Zobaczyłam ostatnie zdjęcia z Łukaszem i
Justyną, na wjeździe do mojego starego domu. „Jeszcze wczoraj o tym czasie
byłam w Polsce” pomyślałam ze łzami w oczach, przeglądając kolejne zdjęcia.
Zakończyło się na tych z moich piętnastych urodzin (resztę mam na starej karcie
pamięci, muszę je sobie zgrać na nową). Uroniłam kilka łez, lecz parę chwil
później przypomniały mi się słowa mojej przyjaciółki, która to wręcz błagała,
że gdyby coś złego się działo, mam dzwonić o każdej porze dnia i nocy oraz że
zawsze mogę na nią liczyć. W jednej chwili uśmiech zagościł na mojej twarzy.
Rozejrzałam się po pokoju, same torby, walizki, pudło i puste meble. Tak
strasznie nie chciało mi się tego znowu wyładowywać… Wstałam niechętnie z łóżka
i wygrzebałam jakieś ciuchy, szczoteczkę i pastę do zębów. Poszłam do łazienki
się ogarnąć. Potem wzięłam torbę z moimi najważniejszymi na chwilę obecną
rzeczami, czyli laptopem, lustrzanką, starym telefonem i ładowarkami. Usiadłam
na łóżku. Wyjęłam kartę pamięci ze starego telefonu i przerzuciłam wszystkie
zdjęcia na laptop, a potem z laptopa na iPhona. Laptop po chwili wylądował na
biurku, a stary telefon w szufladzie pod nim. Lustrzankę położyłam na półkę,
robiła za fajną ozdobę. Skierowałam wzrok na pozostałe rzeczy. Kiedyś trzeba to
ogarnąć. Podeszłam niechętnie do bagażów i zaczęłam powoli wypakowywać moje
rzeczy. Prawie wszystko umieściłam w garderobie, do szafy włożyłam już bardziej
jesienne ciuchy i trampki. Kosmetyki włożyłam do toaletki, a rzeczy do włosów
postanowiłam, że będą w łazience. Przy okazji wrzuciłam do pralki brudne
ubrania. W moim starym pokoju musiałam ciągle odkurzać po czesaniu, wszędzie
było pełno włosów. W ostatniej torbie były prezenty od znajomych, które
dostałam na urodziny. Były to drobne upominki które poukładałam na półkach.
Pozostałe pierdoły które były w pudle, dołączyłam do nich. Zdjęcia włożyłam do
szuflady, planowałam w późniejszym czasie zrobić z nich kolaż. Byłam z siebie
dumna, uwinęłam się z wszystkim w niecałe dwie godzinki.
Właśnie miałam dzwonić do Justyny, gdy do moich drzwi
zapukała Małgorzata.
- I jak się spało? – spytała troskliwie
- Całkiem dobrze – powiedziałam odkładając telefon
- Widzę że już się tu zadomowiłaś? – stwierdziła
rozglądając się po pokoju
- Tak, nie jest tak źle, co prawda myślałam że będzie
gorzej – uśmiechnęłam się
- No widzisz, a tak się bałaś – urwała – chodź na
obiad – kiwnęła ręką
- A co mamy? – spytałam
- Dla rodziców żeberka w miodzie, a dla ciebie
specjalnie naleśniki z owocami i bitą śmietaną, takie jakie lubisz –
powiedziała dumna z siebie
- Ojej naprawdę? To chodźmy! – dosłownie pobiegłam do
kuchni. Rodzice już siedzieli przy stole
- Cześć córcia – powiedział tata, ja się tylko
uśmiechnęłam
- Jak się czujesz? – spytała mama
- Bardzo dobrze, jestem głodna jak wilk! –
odpowiedziałam i usiadłam do stołu. Pożyczyliśmy sobie smacznego i posiłek
zjedliśmy w ciszy. Zjadłam trzy naleśniki. Myślałam że zaraz pęknę. Już miałam
wychodzić z kuchni, gdy odezwał się do mnie tata:
- Nie zapomniałaś czegoś? – spytał rozbawiony
- Czego niby? – odpowiedziałam pytaniem, gdyż nie
miałam pojęcia o co mu chodzi
- Idź sprawdź w bagażniku – po tych słowach,
zorientowałam się że zostawiłam tam misia którego dostałam od Justyny. Poszłam
do auta, zabrałam co moje i wróciłam do domu.
Posadziłam misia na łóżku, gdy przypomniało mi się że miałam zadzwonić do mojej
przyjaciółki. Wybrałam numer, i po chwili usłyszałam już jej głos. Boże jak ja
za nią tęsknię… Opowiedziałam jej wszystko co działo się wczoraj od południa,
łącznie z nowo poznanym chłopakiem. Justyna już za dużo sobie pomyślała, jak
zwykle zresztą. Ale cieszyła się że kogoś tu poznałam. Rozmawiałyśmy dobre pół
godziny. Po skończonej rozmowie postanowiłam, że zajrzę na podwórko. Wczoraj
zapoznałam się jedynie z domem, bo na resztę nie miałam czasu. Wyszłam głównym
wejściem. Na wprost, był wybrukowany granitem wjazd, po którego bokach
wmontowane były ledowe lampki. Po prawej stronie stał garaż, oraz znajdowało
się kilka rabatek z pięknymi kwiatami, a między nimi rosły jakieś ozdobne
krzaczki. Z lewej spotkał mnie ten sam widok, lecz wybrukowana dróżka
prowadziła również za dom. Podążyłam tą ścieżką. Z boku domu, znajdował się
taras, na którym stał stół, krzesła i nie mały grill. Dalej było oczko wodne,
wokoło którego były małe skałki, obrośnięte w niektórych miejscach krzewami i
niskimi kwiatami, między którymi płynęła woda, coś a la wodospad. Po prawej
była ogromna, szklana antresola, połączona z domem, gdzie znajdował się basen.
Można było wejść również od strony domu. Niedaleko za paroma drzewami stał
mniejszy budynek. Weszłam do środka, a tam znajdowały się różne narzędzia
ogrodnicze i świąteczne ozdoby. Moją uwagę przykuła wisząca na ścianie tablica.
Regulator temperatury wody w basenie, i system oświetlenia podwórka. „Ale
bajer!” pomyślałam. Wróciłam się i poszłam dalej. Byłam teraz po drugiej
stronie domu. Tu znajdywał się sad z drzewkami owocowymi. Rosło tu mnóstwo
jabłoni, grusz i śliw. Było też małe poletko z truskawkami i malinami. Bardzo
tu zielono i przyjemnie. Całość podwórka była otoczona betonowym płotem, który
obłożony był ozdobnym kamieniem. Na wysokości około półtora metra, co około dwa
metry znajdowało się koło z kutym wypełnieniem, aby było coś widać na drogę.
Moją uwagę przykuło duże drzewo, a mianowicie wiśnia której konary sięgały
wyżej balkonu, a ten był na pierwszym piętrze. Zaraz, zaraz. To chyba ten z
mojego pokoju. Tak! To na pewno ten… Zmierzyłam to drzewo jeszcze tylko z góry
do dołu, i uśmiechnęłam się chytrze sama do siebie. Coraz bardziej zaczyna mi
się tu podobać…
Postanowiłam, że wrócę do domu i zajmę się zdjęciami.
Przybiłam kilka gwozdków do ściany nad łóżkiem. Przywiązałam do nich kilka
sznurków aby tworzyły pionowe pasy i zaczęłam przypinać do nich kolejno zdjęcia
kolorowymi, ozdobnymi klamerkami. Było ich dużo, ciężko było wybierać, spośród
tylu fotek, z którymi wiązało się tak mnóstwo wspaniałych wspomnień. Wybrałam
te najlepsze. Moim zdaniem wyszło cudnie. Tylko czegoś mi tu jeszcze brakowało.
Już wiem! Pobiegłam szybko do małego budynku który stał w ogrodzie za domem.
Wykopałam świąteczne lampki, którymi przyozdabia się w tym czasie choinki.
Wzięłam dwa białe oświetlenia i poszłam z powrotem do pokoju. Wplotłam je na
sznurki między zdjęciami. Podłączyłam do prądu. No i było świetnie. Tak
przytulniej się zrobiło.
Teraz nabrałam chęci do wyjścia, aby rozejrzeć się po
okolicy. Na dworze było już nieco chłodniej, przebrałam się w jasno szare
cieniowane dżinsy, białą bluzę bez zamka z napisem „ fuɔck” i białe Conversy. Włosy spięłam w wysokiego kucyka.
Następnie nałożyłam trochę podkładu, zrobiłam cienkie kreski eyelinerem i
wytuszowałam rzęsy. Wzięłam jeszcze do ręki iPhona i jakieś pieniądze do
kieszeni. Zrobiłam sobie selfie i wrzuciłam na instagrama. Udałam się na dół,
powiadomiłam Małgorzatę, że idę pozwiedzać nowe miejsca. Wyszłam na podwórko, a
potem przekroczyłam furtkę. Skręciłam w lewo, czyli tam gdzie szłam wczoraj do
piekarni. Jednak skręciłam ulicę wcześniej. Szłam z jakieś dziesięć minut i
moim oczom ukazała się szkoła. „To tutaj już za tydzień zaczną się moje męki”
pomyślałam przechodząc obok. Szłam dalej, mijając liczne domy. W oddali można
było dostrzec coś na podobieństwo skateparku czy coś w tym stylu. Było widać
jakichś ludzi, chyba w podobnym wieku do mojego. Postanowiłam więc tam pójść. Z
językiem angielskim radziłam sobie bardzo dobrze, jednak nie miałam w pełni
tego brytyjskiego akcentu. Trochę się krępowałam, że mogą mnie nie
zaakceptować, ale szłam dalej. Ledwie przeszłam bramę, a już kilka osób skupiło
na mnie swój wzrok.
- Chodź do nas! – zawołała jakaś dziewczyna machając mi, a ja dość
śmiałym krokiem podeszłam do grupki nastolatków.
- Hej, Paula jestem – przywitałam się.
- Ja jestem Jess – powiedziała dziewczyna, która przed
chwilą mnie zawołała, wydawała się być miła – a to jest Luke, Laura, Ryan,
Danielle, Olly, Kacper i Nina. – Jess po kolei mi wszystkich przedstawiła, a
oni podali mi rękę na przywitanie, dosłownie w tym momencie kamień spadł mi z
serca.
- Bardzo miło mi was poznać – palnęłam nie wiedząc co
mam powiedzieć.
- Jesteś tu na wakacjach? – spytał Kacper, wyczułam w
nim polski akcent.
- Nie, przeprowadziłam się tutaj – tłumaczyłam –
Wczoraj.
- A gdzie przedtem mieszkałaś? – ciągnął dalej
- W Polsce – powiedziałam. – Ty chyba też co? – to już
powiedziałam po polsku a on zrobił wielkie oczy.
- O matko naprawdę? A gdzie mieszkałaś? – on
odpowiedział również w naszym języku.
- Pod Krakowem a ty? – spytałam z uśmiechem.
- W Warszawie – odpowiedział.
- Niezły numer – zaśmiałam się – Nie sądziłam, że
kogoś takiego tutaj spotkam.
- Ja też nie – odpowiedział, było widać, że jest w
lekkim szoku, takim pozytywnym.
- A dawno się tu przeprowadziłeś? – spytałam.
- Pięć lat temu – odpowiedział uśmiechając się.
- Yhm – odchrząknął Luke – Możecie po angielsku? –
zapytał rozbawiony, a my spojrzeliśmy na niego, a potem na resztę. Gapili się
na nas jak na chińczyków… A no tak, przecież oni nic nie rozumieli.
- Tak oczywiście, przepraszam – odpowiedziałam już po
angielsku. – Właśnie się dowiedziałam, że kolega też jest z polski i tak jakoś
zaczęliśmy nawijać…
- Nie no spoko, luz – powiedziała Laura uspokajając
mnie widząc że się lekko skrępowałam.
- A ile macie macie lat? – spytałam.
- Piętnaście a ty? – odpowiedział Olly.
- Ja też! A wy chodzicie do tamtej szkoły, co tu się
idzie tą drogą? – nawijałam dalej.
- Tak, dokładnie – odpowiedziała Danielle.
- Czyli będziemy razem w klasie? Czy jak? –
dopytywałam się.
- No nie z wszystkimi, zależy jak masz na nazwisko – odpowiedziała
Nina.
- Dąbrowska – powiedziałam.
- No to będziesz w klasie z Laurą, Lukiem i Kacprem –
uśmiechnęła się.
- A od czego to zależy? – spytałam zdziwiona.
- No bo to jest tak – wtrącił się Olly. – Uczniowie
których nazwiska zaczynają się od A do G, chodzą do klasy A, od H do O chodzą
do klasy B, a od P do Z do klasy C – tłumaczył.
- Ahaaa… Łapię – zaśmiałam się.
- A gdzie teraz mieszkasz? – zmienił temat Ryan
- Tu nie daleko 54 London Road – odpowiedziałam.
- Mieszkam naprzeciwko! – wtrąciła Jess.
- OMG serio? Jak super! – pisnęłam z zachwytu.
- Kurczę, jak ja mogłam cię wcześniej nie zauważyć? –
skarciła się Jess.
- Ej jestem tu dopiero drugi dzień – zaśmiałam się.
- A no fakt – również się zaśmiała.
- Cieszę się, że was poznałam – znowu palnęłam prosto
z mostu.
- My też – powiedzieli wszyscy równocześnie i wszyscy
zaczęliśmy się z tego śmiać.
- Zimno się robi – powiedziała
Danielle, przydeptując z nogi na nogę.
- No, mi też nie jest za ciepło – powiedziałam. – Mam
pomysł!
- Jaki? – zapytała zaciekawiona Nina.
- Chodźcie do mnie do domu! – zaproponowałam.
- Bardzo chętnie – powiedział Olly. – A co wy na to? –
Grupka młodzieży popatrzyła na każdego i z ekscytacją wymalowaną na twarzy,
zgodziła się.
– Jasne! Chodźmy! – powiedziała uśmiechająca się ciągle
Jess.
Wszystkim spodobał się ten pomysł. Szliśmy grupką
dziesięcioosobową nawijając całą drogę o wszystkim i o niczym. Każdy
opowiedział coś o sobie, żebym mogła wszystkich lepiej poznać. Weszliśmy na moje
podwórko, które wywołało nie mały zachwyt w ich oczach. Dom też im się bardzo
spodobał. Weszliśmy do środka, gdzie akurat przywitała nas Małgorzata. Zdziwiła
się, że aż tyle osób przyprowadziłam do domu. Powiedziałam jej tylko, że ma
zrobić wszystkim herbatę i przynieść na górę, gdzie się udaliśmy. Mój pokój też
się wszystkim podobał, jak stwierdzili – „bardzo stylowy”. Włączyłam laptopa i
wbiłam na Facebooka. Wszyscy podyktowali mi swoje imiona i nazwiska abym mogła
ich zaprosić. Później Jess zauważyła lustrzankę stojącą na mojej półce, wszyscy
się do niej rzucili i robili sobie fotki. Jak się okazało, nie tylko ja tu
byłam uzależniona od pstrykania sobie samojebek… Przyszła Małgorzata z kubkami
i dzbankiem gorącej herbaty. Wypiliśmy po kilka łyków i postanowiliśmy iść
zrobić sesję do ogrodu. Czułam się przy nich doskonale. Tak jakbyśmy znali się
już od bardzo dawna. Zdaje się, że oni też mnie polubili. Bardzo mnie to
cieszy, nie powiem. Zrobiliśmy dokładnie 439 zdjęć. Przerzuciłam je wszystkie
na laptopa i włączyłam pokaz slajdów. Oglądaliśmy je, głośno się śmiejąc z
samych siebie. Powiedziałam, że jak będę miała czas to je ładnie
obrobię i dodam kilka na fejsa. Było już kilka minut po 21:00 i wszyscy
postanowili już iść. Fala smutku mnie ogarnęła, kiedy wyszli z mojego domu.
Czułam się taka samotna bez przyjaciół przy moim boku.
Kiedyś wieczory wyglądały jak ten dzisiejszy, tylko, że w moim starym domu, z
dawnymi znajomymi, Łukaszem, Justyną… Oni są tak kurewsko daleko, tak cholernie
za nimi tęsknię. Tam mogłam swobodnie mówić po polsku a nie tak okropnie
produkować się, aby nie popełnić błędu w angielskim. Kolejny raz zaczęłam
przeglądać stare zdjęcia. Łzy zaczęły wypływać z moich oczu. Dlaczego ja w
dalszym ciągu nie mogę się z tym pogodzić? Byłam całkowicie zdołowana. Z jednej
strony cieszyłam się iż tak szybko poznałam nowych ludzi a z drugiej byłam
bliska płaczu… Brak Justyny i Łukasza, totalnie mi nie służył. Tęskniłam za
Justyną i jej spokojną osobowością, która zawsze koiła mi nerwy. I za bliskością
Łukasza... Bardzo mi go brakuje. Ja go nadal kocham!
Było
już ciemno. Zegar w komórce ukazywał 22:06. Nagle usłyszałam jak ktoś puka w
okno. Ktoś musiał stać na balkonie. Bałam się widoku, który mogę zastać patrząc
w tamtą stronę. Czułam się, jakbym była uwięziona w jakimś horrorze i za chwilę
jakiś dziwny mutant czy morderca miał mnie zaatakować.
- Paula, otwórz mi – usłyszałam po chwili cichy głos.
Znajomy głos. Głos Harrego...
Popełniasz parę błędów, ale każdemu się to zdarza na początku. Nie ma się jednak czym przejmować, bo jeśli chodzi o samą treść, to jest super.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :)
Nawet wiem jakie błędy, moja nauczycielka z polaka ciągle mi je wytykała w gimbazie :D ale cóż, może kiedyś sie nauczę :)
UsuńCiekawy rozdział ;) czekam na następny.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czekam na nexta -D
OdpowiedzUsuńo w mordę... co robi Hazza na balkonie Pauli o 10 w nocy ? ;o o w mordę xd
OdpowiedzUsuńniezły rozdział, ciekawie się czytało ;3
@sluumberr
no nie! Harry? Co on robi u niej na balkonie w środku nocy?:D Zabiłaś mnie tą końcówka! :P Świetny rozdział i naprawdę przyjemnie sie czyta ^^ Paula jest taka śmiała, genialna! ;)
OdpowiedzUsuńCo Hazza robi na tym balkonie????!!!!\
OdpowiedzUsuńCiekawie się czyta
Nie moge się doczekac by dowiedziec się co było dalej
W między czasie zapraszam do mnie http://dreamfanfictiononedirection.blogspot.com/
Jezu to jest zajebiste
OdpowiedzUsuńŚwietne! Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńSuperrrr szkoda że tak rzadko rozdziały :((((
OdpowiedzUsuńMasz wielki talent. Na serio super opowiadanie i oby tak dalej. Mam prośbę. Mogłabyś zajrzeć na mojego bloga z opowiadaniem : http://dancelover.blog.onet.pl/ . Jest dopiero początek lecz fajnie jakbyś dała mi jakieś porady co zmienić w opisach albo w treści. :)
OdpowiedzUsuńSupeeeeeeer dawaj szybko następny
OdpowiedzUsuńOSTATNI AKAPIT NAJLEPSZY ! CZEKAM AM CIĄG DA;SZYY !! ♥
OdpowiedzUsuńZajebiste! Czekam na następny rozdział. Mam nadzieję że będzie tam więcej Harry'ego ♥
OdpowiedzUsuńSuuuuuuuuppeeeeeeeerrrr
OdpowiedzUsuńTroche błędów ale spoko :)
OdpowiedzUsuńSuper, ale mozesz czesciej rozdzialy? :3
OdpowiedzUsuńWspaniałeeeeeeeeeeeee
OdpowiedzUsuń